– Odpowiedni trening dał mi siłę i pewność. Nabyłam też odpowiednie ubranie. Miałam na sobie różowy kapelusz ze zdjęciem Roberta i kilkoma innymi nazwiskami, które otrzymałam od kibiców, którzy dedykowali mój bieg swoim bliskim. Pogoda była idealna, słoneczna i 60 F. Moja ekipa była gotowa – dwójka moich przyjaciół prowadziła samochód z żywnością i napojami, które miały być dostarczane mi podczas biegu. Tak, byliśmy przygotowani … – relacjonuje Alicja.
Nie spodziewała się jednak, że podczas tego ultra maratonu usłyszy tle podziękowań i historii o walce z rakiem.
– Moja załoga nie była gotowa na tak wiele opowieści o ofiarach tej strasznej choroby, które usłyszeliśmy podczas biegu. Słuchając ich często nie mogliśmy opanować wzruszenia, a niejednokrotnie nawet łez. Każdy z opowiadających dziękował za to co robię, a każda historia zawierała nadzieję na wyleczenie, które nadejdzie pewnego dnia. Historie takie jak spotkanie młodej kobiety (około 30 lat), która skomentowała mój różowy kapelusz. Po tym jak opowiedziałam jej o moim biegu przez Long Island, powiedziała mi, z drżeniem w głosie: „mam guzek w piersi, dziękuję za to robisz”. Trzymała swoją córeczką za rękę.
Podobnych historii było jeszcze kilka. Dzięki takim osobom jak pani Alicja, chorzy na raka i ich rodzinny otwierają się i jest im łatwiej przejść przez piekło jakie zgotował im los.
120 mil przez Long Island.Biegła i pomagała chorym
2013-05-19
20:10
Maraton z konkretnym celem otwiera serca ludzi. Udowodniła to na początku maja nasza rodaczka, Alicja Barahona biegnąc przez Long Island.