Trudno w to uwierzyć. 14-letni chłopiec zginął po tym, jak próbował ratować swoją dziewczynę i jej przyjaciółkę przed agresywnymi napastnikami. Szokującą sprawę opisuje "The New York Post". Do zdarzenia doszło w zeszłym tygodniu w Casper w Wyoming (USA). Bobby Maher pojawił się w centrum handlowym Eastridge Mall po tym, jak dostał telefon od swojej przerażonej dziewczyny. Powiedziała mu, że ją i jej przyjaciółkę nęka dwójka napastników. Są agresywni, śledzą je, a one czują się zagrożone. Gdy nastolatek pojawił się na miejscu, poprosił zamaskowanych sprawców (obaj mieli na twarzach coś w rodzaju kominiarek), by dali dziewczętom spokój.
USA. Bronił swojej dziewczyny, zadźgali go na śmierć
Na nagraniach z monitoringu widać, jak Maher powoli wyprowadza je z centrum handlowego, ale napastnicy nie dają za wygraną. W pewnym momencie jeden z nich chwyta chłopaka, powala go na ziemię i zaczyna okładać pięściami po twarzy, a drugi po chwili rzuca się na ofiarę i dźga ją nożem, kuchennym. Po wszystkim uciekają, porzucając zakrwawiony nóż i kominiarki na parkingu przed sklepem. Mimo błyskawicznie podjętej reanimacji 14-latek wykrwawił się na śmierć. Policjanci niedługo później zatrzymali domniemanych sprawców. Okazali się nimi 15-latkowie, którzy chodzili do tej samej szkoły, co ich ofiara i dziewczyna, której 14-latek bronił.
Tragedia w USA. Dlaczego nikt nie reagował?!
Jednemu z zatrzymanych postawiono zarzuty morderstwa pierwszego stopnia, spisku w celu popełnienia morderstwa, napaści z użyciem siły, pobicia oraz kradzieży. Drugiemu zarzuca się spisek mający na celu popełnienie morderstwa pierwszego stopnia, napaść z użyciem siły i pobicie oraz kradzież. Możliwe, że będą sądzeni jak dorośli. Tymczasem opinia publiczna jest wstrząśnięta tym, że nikt nie reagował, gdy najpierw dziewczęta były nękane, a potem chłopak był mordowany. "To wszystko działo się w biały dzień".