Kobieta uciekła jako nastolatka ze wspólnoty amiszów, skacząc z dachu. Opowiada, że grzechem było nawet branie prysznica i mycie zębów
Nie uznają nowoczesności i techniki, żyją głównie z rolnictwa, mają po kilkanaścioro dzieci i odrzucają wszystkich członków rodziny, którzy odeszli z ich wspólnoty. Ubierają się tak, jak bohaterowie "Domku na prerii" czy "Dźwięków muzyki", zamiast aut używają konnych zaprzęgów. Amisze to jedna z najbardziej konserwatywnych chrześcijańskich grup religijnych świata. W USA żyje ich dziś około 300 tysięcy. Pewnie wielu powiedziałoby, że to ciekawy pomysł na życie. Ale rzeczywistość jest mało romantyczna i trudno nie stwierdzić, że ta grupa ma cechy sekty. W zeszłym roku ukazał się nawet serial dokumentalnego Peacock TV "Sins of the Amish" ("Grzechy Amiszów"), w którym poruszono problem wielkiej skali pedofilii w tych skrajnie odizolowanych od świata grupach. Teraz wywiadu udzieliła jeszcze inna uciekinierka. Lizzie Ens urodziła się w rodzinie amerykańskich amiszów na farmie w Swartzentruber Amish w Ohio i żyła tam do 19. roku życia. W rozmowie z "Daily Mail" opowiedziała, jak wyglądały realia jej życia rodzinnego. Według Lizzie za grzech uważano... higienę osobistą. Nie wolno było brać prysznica, golić nóg, strzyc włosów, a mycie zębów odbywało się tak rzadko, że kobieta straciła własne jako... 17-latka i musiała wstawić sobie potem protezy.
"Był wychodek będący toaletą, w której co tydzień kąpano się we wspólnej wannie. Nie wolno nam było się golić"
„Nie było prądu, kanalizacji w pomieszczeniach, bieżącej wody. Był wychodek będący toaletą, w której co tydzień kąpano się we wspólnej wannie. Nie wolno nam było się golić, więc mieliśmy włosy pod pachami i na nogach. Nie wolno nam było używać dezodorantu pod pachami, a gazety używano jako papieru toaletowego" - opowiada kobieta. Naturalnie w domu nie było żadnej elektroniki, internetu czy telewizji. W efekcie jako dorosła osoba Lizzie niemal nic nie wiedziała o świecie. Początkowo planowała ucieczkę z siostrą bliźniaczką, ale ona zrezygnowała. 30 czerwca 2004 roku 19-letnia wtedy Lizzie wspięła się na dach i skoczyła z wysokości 5 metrów na ziemię. „Skakałam ku wolności. Byłam przestraszona, podekscytowana i poczułam ulgę" - opowiada 38-letnia dziś kobieta. Dwa dni potem zdobyła pracę przy zmywaniu naczyń w barze. Ludzie, którzy ją zatrudnili, zaopiekowali się nią i pokazali jej, jak wygląda życie. Wzięła pierwszy prysznic, pierwszy raz w życiu założyła spodnie. Dziś ma własną firmę i sprzedaje kosmetyki naturalne, wygłasza też różne przemówienia na temat tego, jak zmienić swoje życie i jak wyglądało jej własne przed ucieczką. "Nie żałuję niczego" - mówi dziś Lizzie Ens.