W lipcu w 2016 roku 20-letni Polak przyjechał do Holandii na wycieczkę. Po tym, gdy zwierdził Amsterdam poszedł do swojego znajomego, gdzie miał przenocować. W pewnym momencie zaczepił go 47-letni mężczyzna i zaoferował mu nocleg, na co Polak przystał. Kiedy położył się do snu, Holender zaatakował go, a potem zgwałcił. Zszokowany Polak chwycił do plecaka i zadał kilka ciosów nożem swemu oprawcy. Jak się później okazało, ciosy okazały się śmiertelne. Polak został zatrzymany przez holenderską policję.
Podczas śledztwa policja sprawdzała, czy 20-latek nie współżył ze swoim oprawcą dobrowolnie. Jak jednak wykazały badania, Polak nie jest gejem. Dodatkowo policja ustaliła, że jego oprawca już wcześniej próbował zwabić jednego z przechodniów i wykorzystać. Prokuratura domagała się, by Polak poszedł do więzienia na 10 lat.
11 stycznia sąd uznał, że Polak odpowiada za śmierć 47-latka, ale do więzienia jednak nie pójdzie. Wszystko dzięki zapisom w holenderskim kodeksie karnym. Artykuł 41.2 mówi, że „przekroczenie granic obrony koniecznej, spowodowane wielkim wzburzeniem psychicznym będącym następstwem wykorzystania seksualnego, nie podlega karze”.
Czytaj: Rodzice zgwałcili, zabili i poćwiartowali córeczkę! Wstrząsająca zbrodnia zwyrodnialców z USA