"W Mariupolu panują całkowite ciemności. Jedyne źródła światła pochodzą z rosyjskich patroli i od żołnierzy wroga. Wszędzie czuć zapach śmierci i ognia" - relacjonował potworną sytuację miasta doradca jego mera, Petro Andriuszczenko. "Teraz to miasto duchów. Nasze szacunki dotyczące 22 tys. zamordowanych mieszkańców opierają się na kontaktach, które wciąż utrzymujemy z cywilami przebywającymi na miejscu. Rzeczywista liczba zabitych może być jednak znacznie wyższa" - podkreślił. Opisał też, jak wygląda teraz codzienne funkcjonowanie tych Ukraińców, którzy wciąż tam pozostali i teraz przebywają pod rosyjską okupacją. Powiedział, że nie mogą się samodzielnie przemieszczać bez specjalnych przepustek. Nie mogą się też ewakuować, bo uniemożliwia to rosyjski system "filtracji". Ocalali nie mają także możliwości, by pochować swoich bliskich. Rosyjscy urzędnicy żądają, by wszystkie zwłoki zwozić do kostnicy. "Każda osoba zgłaszająca się po ciało musi zgodzić się na nagranie materiału wideo, w którym potwierdzi, że zmarły został zabity przez ukraińskie wojsko".
CZYTAJ TAKŻE: Ołeksandriwka to "nowa Bucza". Rosjanie gwałcili małe dzieci na oczach matek. Drastyczne relacje
Mariupol bronił się bardzo długo. Ostatnim przyczółkiem były zakłady metalurgiczne Azowstal, gdzie ataki Rosjan odpierali bohatersko żołnierze pułku Gwardii Narodowej Azow i 36. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej. Kilka dni temu, 20 maja, dowódca pułku Denys Prokopenko poinformował, że jego oddział "otrzymał od kierownictwa wojskowego Ukrainy rozkaz o zaprzestaniu walk w celu uratowania życia i zdrowia żołnierzy". Wcześniej ewakuowano ponad 260 obrońców Azowstalu, w tym 53 ciężko rannych. Wojskowych przewieziono na terytorium samozwańczej, kontrolowanej przez Moskwę Donieckiej Republiki Ludowej. Wszyscy mają zostać wymienieni na rosyjskich jeńców wojennych, Rosja jednak na razie nie chce o tym słyszeć.
CZYTAJ TAKŻE: Putin awansował swojego ochroniarza na... ministra. Poprzedni spadł z wodospadu