W rozmowie z dailyrecord.co.uk 54-letnia Helen Dalglish opowiedziała swoją historię. Jak przyznała, w wieku 20 lat wraz z mężem przeprowadziła się na Cypr. Para początkowo nie myślała o powiększeniu rodziny, jednak gdy kobieta skończyła 29 lat, małżonkowie rozpoczęli intensywne starania o dziecko. Po jakimś czasie para zdecydowała się wrócić do ojczystej Szkocji, gdzie chcieli skorzystać z in vitro jako metody zapłodnienia. Niestety byli uprawnieni tylko do jednej bezpłatnej próby, resztę musieli finansować z własnych środków. - Było bardzo trudno emocjonalnie, fizycznie i finansowo. Każda nieudana próba zapłodnienia nas załamywała. Ale podnosiliśmy się i wiedzieliśmy, że chcemy spróbować jeszcze raz. Udało mi się zajść w ciążę trzy razy, ale niestety poroniłam. Wtedy myślałam, że już nie dam rady dalej walczyć - wspominała.
Po kolejnej nieudanej próbie kobieta stwierdziła, że najwyraźniej macierzyństwo nie jest jej już pisane i ponownie przeprowadziła się z ukochanym na Cypr. Tam usłyszała świetne opinie o jednej z tamtejszych klinik. - Ta klinika miała świetne oceny, ale ja nie chciałam znowu próbować. To był dla mnie trudny czas. Kilka tygodni wcześniej zmarł mój ojciec. Przed śmiercią powiedział: "co mogę ci wysłać z nieba?", odpowiedziałam: "proszę, ześlij mi dziecko". To mama namówiła mnie, żebym spróbowała ostatni raz - mówiła Helen.
Pierwsza próba zapłodnienia zakończyła się niepowodzeniem, jednak już dwa tygodnie po drugiej próbie Helen zobaczyła dwie wymarzone kreski na teście ciążowym. - Pamiętam, że krzyczeliśmy i płakaliśmy. To były ogromne emocje. Myślę, że mój tata musiał mieć z tym coś wspólnego. Po 25 latach starań urodziłam zdrową córeczkę. Ona jest najpiękniejszym i najspokojniejszym dzieckiem na świecie. Jest moim małym cudem - relacjonowała z uśmiechem na ustach.
Jak szczerze przyznała, walka o potomstwo kosztowała ich małżeństwo ogromne pieniądze. 21 nieudanych zabiegów in vitro kosztowały ich prawie 100 000 funtów, czyli ponad pół miliona złotych. Jak jednak przekonuje, w ogóle o tym teraz nie myśli. - Gdy w końcu trzymasz w ramionach dziecko, ten mały cud, zapominasz o trudnych latach starań. Nawet dziś, gdy patrzę na moją córkę, nie mogę uwierzyć, że jestem mamą. To surrealistyczne - oceniła.