Tę wstrząsającą historię opisał portal metro.co.uk. W sobotę 21 stycznia, w godzinach przedpołudniowych, do szpitala AdventHealth na Florydzie weszła na wizytę do swojego męża Ellen Gilland. Niedługo później wszystkie służby w Daytona Beach zostały postawione na nogi. Okazało się, że kobieta zabarykadowała się w sali na 11 piętrze, w której leżał jej mąż Jerry. Mężczyzna, jak później poinformowano, był niestety śmiertelnie chory. Wespół z żoną obmyślił on właśnie zamordowania go, aby nie musiał się już dłużej męczyć. Według śledczych małżeństwo miało planować to od tygodni. - Ponieważ był umierający, rozmawiali o tym i zaplanowali to ok. trzy tygodnie temu, że jeśli wciąż będzie mu się pogarszać, to chce, żeby ona to skończyła - przekazał szef tamtejszej policji Jakari Young. Co więcej, zdradził on, że 76-latka po zabiciu męża planowała strzelić też do siebie, ale ostatecznie nie mogła się na to zdobyć.
Ostatecznie, po przeszło czterogodzinnych negocjacjach, policjanci weszli do okupowanej sali, używając granatu hukowego i paralizatora. - Jest bardzo smutna, to trudna sytuacja. Kobieta była w depresji ze względu na śmiertelną chorobę męża i świadomość, że zbliża się jego koniec - wyznał szef policji w Daytona Beach.
76-letnia mieszkanka Florydy w USA odpowie teraz przed sądem. Postawiono jej zarzuty morderstwa pierwszego stopnia i napaści ze śmiercionośną bronią.