Pożary w USA. Straty szacowane na 120 miliardów dolarów!
To, co od niemal tygodnia dzieje się w Los Angeles, to prawdziwe piekło. Nie żyją 24 osoby, z czego tylko jedną udało się zidentyfikować, bo - jak mówią służby - proces identyfikacji prawdopodobnie potrwa znacznie dłużej, niż zakładano. Tradycyjne metody, jak procesy identyfikacji wizualnej i odcisków palców, mogą być bowiem niedostępne dla śledczych. Spłonęło już ponad 8 tysięcy domów, ogień strawił obszar równy jednej trzeciej Warszawy, straty szacowane są w tej chwili na 120 miliardów dolarów. Zdjęcia satelitarne pokazują skalę zniszczeń - to apokaliptyczny krajobraz. A to wciąż nie koniec!
Pożary w USA. "Ponad 8 milionów ludzi w strefie zagrożenia"
Władze ostrzegają, że duże ryzyko kontynuowania kalifornijskich pożarów lasów utrzymywać się będzie co najmniej do środy. "Żywioł podsycają susza i wiatr. Ponad 8 milionów ludzi znajduje się w strefie zagrożenia. Wciąż silne wiatry osiągają prędkości do ok. 90 km na godz. Na obszarach górskich, szczególnie wokół Los Angeles, porywy wiatru mogą przekraczać 110 km na godz." - przekazują służby. Tymczasem tysiące osób mierzą się z dramatem, bo straciły wszystko. I mówią, że być może dałoby się tego uniknąć, gdyby służby zareagowały szybciej. "W naszej okolicy spłonęło 140 domów, na początku nikt tam nie przyjechał, nie było pomocy, a kiedy strażacy w końcu się pojawili, sytuacja była już nie do opanowania" - mówi naszemu korespondentowi, Sergiuszowi Zgrzebskiemu Rita Ciosek, mieszkanka Pacific Palisades. Dodaje, że wiele osób nie miało ubezpieczonych domów.
Greg Schwartzer, strażak, którego rodzice mieszkają w sąsiedztwie terenu, na którym szaleje ogień, mówi Zgrzebskiemu, że susza i wiatr wiejący z prędkością 150 km na godz. to prosta recepta na to, by rozpętało się piekło. "Ludzie wciąż nie zdają sobie sprawy z tego, jaki ogień jest groźny, jak szybko rozprzestrzeniają się płomienie". Więcej w materiale wideo.