Związek, który reprezentuje dziewięć tysięcy kierowców oraz mechaników, zagroził strajkiem jeszcze w grudniu. Stało się to po tym, jak Wydział Edukacji ogłosił przetarg na usługi transportowe dla części uczniów i jednocześnie nie dał kierowcom już pracującym gwarancji zatrudnienia oraz odmówił ochrony miejsc pracy doświadczonych kierowców z wieloletnim stażem pracy.
Jak donosi NY1, negocjacje z władzami miasta nie przyniosły zadowalającego związkowców rezultatów i ostatecznie w poniedziałek późnym popołudniem ogłoszono decyzję o rozpoczęciu strajku.
Natychmiast ostro skrytykował ją szef Wydziału Edukacji Dennis Walcott.
- To jest strajk przeciwko dzieciom, to właśnie one będą najbardziej cierpieć przez decyzję, którą podjął zarząd związków zawodowych - mówi Walcott.
Wtóruje mu burmistrz Michael Bloomberg. - Związkowcy pozostawiają na lodzie 152 tys. dzieci i ich rodziców, którzy korzystają każdego dnia z transportu szkolnymi autobusami. Utrudniają edukację naszym dzieciom - grzmi burmistrz.
Ale Michael Cordiello, prezes ATU Local 1181, twierdzi, że po prostu nie mógł się zgodzić na nowe warunki proponowane przez miasto.
- Naszym priorytetem było i jest dobro dzieci. Ale niestety władze miasta chcą pozbawić nas ochrony naszych praw, które są podstawą umów o pracę od kilkudziesięciu lat - mówi.
Przygotowany na najgorsze Wydział Edukacji rozprowadził w szkołach bezpłatne MetroCards, aby dzieci mogły dojechać na zajęcia. Rodziny, które mieszkają daleko od komunikacji miejskiej, będą musiały dowieźć dzieci same. Otrzymają jednak zwrot kosztów w wysokości 55 centów za każdą przejechaną milę.