Autorem niepokojącej teorii, zgodnie z którą o wojnie i pokoju decydują fazy cyklu jakiemu podlega świat sterowany przez politykę i uwarunkowany przez sytuacje gospodarczą, jest George Modelski. Z pochodzenia Polak, doktor stosunków międzynarodowych, profesor Uniwersytetu Waszyngtońskiego. A więc ktoś bez wątpienia mający kompetencje do wróżenia z kart historii. Niestety, nie wywróżył światu najlepiej, po czym zmarł na wszelki wypadek w 2014 roku, a więc na kilka lat przed zawieruchą, zostawiając nas samych z ponurym scenariuszem.
Pożoga do poprawki
Gdyby żył, może mógłby wprowadzić jakieś dające nadzieję poprawki. Powiedzmy zauważyć, że jego teoria jest nieco naciągana, oraz że wszystko, co składa się na strach, trwogę i pożogę i temu podobne potworności należy rozważać ostrożnie, wprowadzając kojące korekty. Bo teoria jest porażająco nieodwołalna. I jeśli naprawdę działa, a w przeszłości zadziałała już podobno wielokrotnie, jesteśmy w tej chwili w przededniu, jak nazwał ją autor, wojny hegemonicznej. Do tej wojny światowej prowadzi sytuacja, którą właśnie można zaobserwować. Po takiej wojnie, być może równie lub nawet bardziej krwawej niż dwie dotychczasowe wojny światowe, ma nastąpić faza dominacji, następnie delegitymizacji i wreszcie utraty dominacji. Nas jednak bardziej interesuje faza, w którą świat wdepnął i w której właśnie w kółko drepcze. Jak powiedzieliby bohaterowie powieści Pierre’a Choderlosa de Laclosa - „a więc wojna!”.
Niebezpieczne związki
Wojna hegemoniczna, którą na czynniki rozłożył Modelski, ma polegać na walce o hegemonię, czyli o przewodzenie jednej światowej potęgi nad innymi potęgami poddającymi się jej politycznym wpływom. Ta wojenna gra nie dotyczy niewiele znaczących państw, takich jakiego jesteśmy obywatelami, za to dojmująco je dotyka. Rozgrywka toczy się między mocarstwami, z których jedno dominuje w systemie międzynarodowym, a inne pretendują do bycia hegemonami. Konkurowanie na rozwój, wpływy i pozycję zdaną na dyplomatyczne chwyty już im nie wystarcza, sięgają więc do arsenałów.
Działa, czyli jak to działa
W teorii naszego rodaka badającego kasandryczne przesłanki funkcjonowania państw, hegemoniczny konflikt nigdy nie rozgrywa się wyłącznie między zainteresowanymi. Zawsze, choćby z racji układów i paktów wojennych, pochłania także mniejsze państwa. Mamy w tej chwili sytuację, w której potęgami pretendującymi do rządzenia światowym systemem są Chiny i Rosja. Stany Zjednoczone pod rządami Trumpa osłabły i straciły szacunek. Pojawiają się sugestie, że prezydent niczym bohater kreskówki „Roger Odrzutowiec” nie tylko został wybrany po myśli Rosji, ale i przy jej pokątnym wsparciu. Stroną inicjującą konflikt powinno być państwo, które traci na obecnym układzie sił, zniecierpliwione faktem, że hegemon stracił wiarygodność, chwiejąc tym samym całym systemem. Jeśli teoria Modelskiego zadziała, spełni się o ironio idiotyczna przepowiednia powtarzana za czasów PRL, że przyjdą Chińczycy oraz że podobno stoją na granicy.
„China, China, China”
W istniejącej sytuacji przyszły agresor musi uzyskać potencjał większy niż wskazywałyby na to wpływy jakie posiada. Wtedy właśnie staje się pretendentem do hegemonii – zapalnikiem globalnego konfliktu. Agresora chce powstrzymać nie tylko mocarstwo dominujące, ale też wszystkie kraje, które, jak Polska z NATO, związane są z nim paktami wojskowymi. Ale światowa