Ośmioosobowa ława przysięgłych na wydanie swojej decyzji potrzebowała tylko kilkudziesięciu minut. Wyrok był jednoznaczny. Wszyscy uznali Josefa Frizla winnym, a to oznacza jedno - dożywocie.
Taka decyzja sądu nie byla zaskoczeniem dla obrońcy Josefa Fritzla. Rudolf Mayer podczas czwartkowej rozprawy mowił, że nie zdziwi go najsurowszy wymiar kary. Sam twierdził jednak, że 73-letni Austriak powinien zostać uniewinniony. Bowiem - jego zdaniem - do zabójstwa nie doszło, a za Fritzlem przemawiały inne "okoliczności łagodzące". Przede wszystkim to, że przyznał się do winy.
Sporym zaskoczeniem było również zachowanie samego Josefa Frizla, który ponownie przyznał się do wszystkich zarzutów, w tym do zabójstwa przez zaniechanie. W pewnym momencie sam określił swoje postępowanie jako "chore". Co go do tego skłoniło? "Zeznania córki nagrane na wideo" - mówił przed sądem. Potem powtórzył: "Przyznaję się i żałuję. Żałuję z całego serca."
Skrucha nie przekonała jednak prokuratury, która przedstawiła rekordowo długą listę zarzutów. Znalazły się na niej: gwałt, wymuszenia, pozbawienie wolności, zmuszanie do niewolnictwa, kazirodztwo i zabójstwo. Kara? Zdaniem prokuratora, mogła być tylko jedna - dożywocie. Tego samego zdania byli przysięgli i resztę życia Josef Fritzl spedzi w zamkniętym zakladzie psychiatrycznym.