Alaksandr Łukaszenka rozmarzył się na fermie krów. Wyznał, że wcale nie śni o prezydenturze, a o nocnym dojeniu
Alaksandr Łukaszenka ma nad sobą tylko Władimira Putina i rosyjskie służby, a poza tym rządzi Białorusią w dyktatorskim stylu. Wydawałoby się, że dla takiego człowieka najważniejsze są władza i pieniądze i to o nich śni po nocach, marząc o kolejnych pałacach i zaszczytach. Ale wygląda na to, że skryte marzenia Łukaszenki są całkiem inne! Przynajmniej tak twierdzi on sam i w dodatku brzmiał dość szczerze. O co chodzi? Otóż niedawno białoruski prezydent wybrał się z wizytą gospodarską na fermę krów. Chodził po zakładzie i rozmawiał z dyrektorami. W pewnym momencie wyraźnie się rozmarzył i rozgadał!
"Do dziś mi się to śni po nocach! Ludzie, z którymi pracowałem... Śnią mi się krowy, jak je doję w nocy"
"Pamiętajcie, nie ma lepszej pracy!" – powiedział do jednego z dyrektorów oprowadzających go po mleczarni. "Ja to wszystko kiedyś robiłem. Do dziś mi się to śni po nocach! Ludzie, z którymi pracowałem... Śnią mi się krowy, jak je doję w nocy" – mówił rozmarzony białoruski dyktator. "Wcale nie o czymś związanym z prezydenturą. To wszystko bzdury!" – żachnął się Łukaszenka. "To jest najciekawsza praca. Żywi ludzie, żywe bydło, sadzenie żywych roślin i efekty" – zachwycał się. Ale nadeszła godzina wyjazdu i musiał jak niepyszny wrócić od krów do swoich pałaców. Pozostaje namawiać go, by poszedł za głosem serca, rzucił to wszystko i wyjechał na wieś!