To mogło skończyć się tragedią. Jak podają amerykańskie media, 5 listopada, w niedzielę, na terenie ośrodka Alexander Springs na Florydzie, młodziutka Marissa Carr nurkowała w tamtejszych wodach ze swoim przyjacielem Shanem. Obszar rekreacyjny Alexander Springs to jedyne miejsce na terenie Ocala National Forest, gdzie dozwolone jest nurkowanie, mimo że wiadomo, że po wodach przemieszczają się krokodyle.
Horror na Florydzie. "Zobaczyłem jej głowę w paszczy aligatora"
W pewnym momencie, jak relacjonuje przyjaciel Marissy, usłyszał głośny szum wody. "Odwróciłem się, żeby upewnić się, że wszystko z nią w porządku. I wtedy zobaczyłem aligatora. I jej głowę w jego paszczy". Marissa o całym incydencie opowiedziała stacji Fox. "Poczułam mocny ucisk i ból, miałam na głowie maskę do nurkowania, taką z rurką. I chyba ta maska uratowała mi życie" - mówiła. "To zabrzmi dziwnie, ale głowa w tym wypadku była prawdopodobnie najlepszym miejscem, w jakie mógł mnie ugryźć, ponieważ gdyby złapał mnie za ramię i miałby lepszy chwyt, mogłabym stracić rękę lub po prostu życie".
Floryda. Zaatakował ją aligator. "Miałam wielkie szczęście"
Marissa zerwała maskę, której część została w paszczy zwierzęcia i rzuciła się do ucieczki. Na brzegu okazało się, że rany, jakie zadał jej aligator, są niewielkie. "Ból był silny, było trochę krwi, ale ostatecznie nic złego się nie stało. Myślę, że naprawdę mam wielkie szczęście" - komentowała kobieta. Zobaczcie zdjęcia!