Andrzej Chyra w Nowym Jorku

2012-05-12 14:00

Andrzej Chyra, który występował na deskach brooklyńskiego teatru W spektaklU „Uroczystość”, nie wrócił do Polski razem z zespołem TR Warszawa. Postanowił zostać w WIELKIM JABŁKU kilka dni dłużej, aby prywatnie wziąć udział w Festiwalu Filmów Polskich w Nowym Jorku, który odbywał się na Williamsburgu. Przy tej okazji udało się NAM porozmawiać z aktorem. Opowiedział nam o tym, co najbardziej lubi w Nowym Jorku.

„Super Express”: – To jest już twoja kolejna wizyta w Nowym Jorku. Powiedz, co lubisz w metropolii?

Andrzej Chyra: – Powiem tak. Nowy Jork jest przewrotny. Bywa męczący, a jednocześnie fascynujący, jest po prostu nie do ogarnięcia. Najbardziej lubię najzwyklejsze przechadzki w urokliwe miejsca. Podczas poprzednich wizyt zobaczyłem wszystkie sztandarowe miejsca, które turysta powinien zobaczyć. Tym razem zauroczył mnie park High Line. Nie ukrywam, że lubię się delektować nieznanymi zakątkami i spontanicznie, po omacku odkrywać nowe miejsca, które spotkam na swojej drodze i tego właśnie dostarcza mi Nowy Jork.

Zaplanowałeś czas na wyjście do jednego z teatrów na Broadwayu?

– No cóż... jakby to powiedzieć. Ja osobiście nie przepadam, za tego typu rozrywkami… (śmiech). Zazwyczaj szewc bez butów chodzi, tak chyba mówi to stare przysłowie. Tak poważnie, to mam takie etapy w życiu, że czasami wybiorę się do teatru a czasami sobie najzwyczajniej w świecie odpuszczam i teraz jestem właśnie ja tym drugim etapie… (uśmiech). Tak naprawdę to w głowie mam już Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, na którym będę tuż po powrocie z Nowego Jorku.

Dlaczego nie wróciłeś do Polski razem z ekipą teatralną TR Warszawa?

– Chciałem zobaczyć targi sztuki, które odbywały się w Nowym Jorku. Można było w jednym miejscu obcować z niezwykłymi dziełami. Lubię tego typu imprezy. Oprócz tego chciałem być na Festiwalu Filmów Polskich, organizowanym przez Hanię Hartowicz. Darzę go wielkim sentymentem. Kilkakrotnie byłem jednym z uczestników, przywiązałem się do tego festiwalu i dlatego postanowiłem w tym roku udział w nim wziąć całkowicie prywatnie. To były dwa powody, dla których zostałem kilka dni dłużej.

Jak oceniasz Festiwal Filmów Polskich w Nowym Jorku. Czy według ciebie tegoroczny repertuar odzwierciedla to, co dzieje się w polskiej kinematografii?

– Trudno to powiedzieć. Ponieważ nawet my w Polsce tak naprawdę nie mamy dostępu do wszystkich produkcji, jakie pojawiają się w kraju. Jednak z całą pewnością mogę stwierdzić, że podczas tegorocznego festiwalu można było zobaczyć bardzo różnorodne filmy. I właśnie o to chodzi w tego typu przedsięwzięciach. Widzowi trzeba dostarczyć różnego rodzaju emocji. To właśnie robi Hania. Chylę czoła przed nią i jej zaangażowaniem. Niewielu jest ludzi w dzisiejszych czasach, którzy mieliby tyle zapału, co ona, żeby organizować tego typu przedsięwzięcie.

Wróćmy do przedstawienia „Uroczystość”, jakie można było zobaczyć na deskach St. Ann's Warehouse na Brooklynie. Spektakl zebrał szereg dobrych recenzji. Amerykańskie media nie szczędziły pochlebnych słów na temat sztuki. Powiedz jak się czuje polski aktor, występujący na deskach amerykańskiego teatru, przed amerykańską publicznością?

– No tak to było niesamowite. Byliśmy bardzo szczęśliwi widząc każdego dnia pełną widownię. Amerykanie nie szczędzili nam pochwał. Imponowało nam to tym bardziej, że Warszawska premiera Uroczystości miała miejsce już dość dawno, bo w 2001 r. Wtedy była jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych sezonu. W ostatnich latach spektakl był z wielkim powodzeniem prezentowany w Europie. Amerykański sukces przedstawienia tym bardziej cieszy, że po tylu latach przedstawienie w dalszym ciągu przyciąga tłumy widzów. „Uroczystość”, mnie samego zadziwia swoją żywotnością. To było naprawdę niesamowite, jak komunikowaliśmy z publicznością. Czuliśmy tą pozytywną energię, jaka biła z widowni.

Rozmawiała Agnieszka Granatowska





Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki