- Walczymy o American Dream! Ludzie, którzy przyjechali tutaj w poszukiwaniu lepszego życia, ciężko pracujący, płacący podatki i kształcący tutaj swoje dzieci, zasługują na szansę, by móc w końcu przestać żyć w strachu - mówił do kilkusetosobowego tłumu Emmanuel Gallardo, pracownik Renaissance Phoenix Downtown Hotel i długoletni członek związku zawodowego.
Manifestujących wspierał Raúl Grijalva, demokratyczny kongresman z Arizony. Przemawiając do zebranych, powiedział, że reforma musi stać się rzeczywistością w tym roku.
- My, mieszkańcy Arizony, wiemy, że będzie ciężko, ale również doskonale zdajemy sobie sprawę, jak potrzebna jest reforma. Rząd federalny za długo nic nie robił w tej kwestii. W końcu jednak bierze się do pracy. Potrzebujemy reformy, i to takiej, która jednocześnie da imigrantom obywatelstwo i zabezpieczy nasze granice - mówił Grijalva.
Tymczasem w Patchogue na Long Island nie protestowano, ale dyskutowano przy okrągłym stole - The Long Island Civic Engagement Table (LICET). Lokalni liderzy, przedstawiciele biznesu oraz kongresman Tim Bishop omawiali strategię działania, by jak najbardziej efektywnie wpłynąć na polityków w Waszyngtonie i zmobilizować ich do jak najszybszej pracy nad ustawą amnestyjną.
Ich zdaniem najważniejszym argumentem są korzyści ekonomiczne. I nie chodzi tylko o to, że imigranci będą musieli zapłacić karę i wnieść opłaty za poszczególne wnioski. Będą po prostu pracować, bo chcą.
Przedstawiciele farmerów przyznali, że od czasu zaostrzenia przepisów wiele osób ze strachu przed deportacją rzuciło pracęm, a na ich miejsce nie udało się nikogo znaleźć. Z kolei właściciele firm z branży High-Tech powiedzieli, że formalności związane z pozwoleniem na pobyt i załatwianiem zielonej karty są tak trudne i długie, że wiele młodych wykształconych osób zniechęca się i wraca do kraju.