30 czerwca to wyjątkowa data dla astrofizyki. Tego dnia w 1908 r. doszło do tzw. katastrofy tunguskiej, kiedy to w środkowej Syberii, nad rzeką Podkamienna Tunguzka, doszło do ogromnej eksplozji najprawdopodobniej spowodowanej uderzeniem asteroidy. Uderzyła ona z tak ogromną mocą, że magnetometry używane w tamtych latach wskazały to miejsce jako drugi biegun pólnocny. Rocznica tego zdarzenia została w 2016 r. ustanowiona Międzynarodowym Dniem Planetoid przez zgromadzenie ogólne ONZ. Na taki pomysł wpadła grupa naukowców zajmująca się astrofizyką i obserwacją nieba. Ich praca nie jest pozbawiona sensu, bowiem przepowiadają oni, że podobny incydent na pewno się powtórzy - jest to tylko kwestia czasu. Mimo, iż nie spodziewamy się takiego zdarzenia w najbliższych latach, naukowcy nieustannie oceniają szanse zderzenia obiektów w kosmosie z Ziemią.
Pierwszy czteroletni program obserwacji nieba zakończył się w grudniu 2016 r. Ogłoszono wtedy odkrycie ponad 17 tysięcy asteroid. - Należy zadać pytanie, kiedy nastąpi kolejne uderzenie w naszą planetę, a nie zastanawiać się jedynie, czy w ogóle dojdzie do takiego kataklizmu - twierdzi cytowany przez rp.pl profesor Alan Fitzsimmons. Zagrożenie jest poważne ze względu na potencjalne straty. Asteroida, która uderzyła w Syberię w 1908 r. spowodowała zniszczenie na powierzchni 2000 kilometrów kwadratowych. Gdyby taki obiekt uderzył w duże miasto, zostałoby ono zrównane z ziemią, zabijając miliony ludzi. Jednak uspokaja fakt, że duże obiekty mogące uderzyć w Ziemię pojawiają się raz na 100 tysięcy lat lub rzadziej.
ZOBACZ: Samolot musiał awaryjnie lądować. Pasażerowie usłyszeli huk i poczuli spaleniznę