Do pierwszego ataku na Polaków doszło w mieście Harlow, gdzie dwudziestoosobowa grupa nastoletnich Brytyjczyków rzuciła się na dwóch mężczyzn rozmawiających po polsku. W wyniku dotkliwego pobicia jeden z Polaków wylądował w szpitalu, skąd został wypisany dopiero po dwóch dniach, natomiast drugi - 40-letni Arkadiusz Jóźwik zmarł. W związku z jego śmiercią, ulicami Harlow przeszedł marsz pamięci, na którym pojawiło się kilkaset osób. Oprócz Polaków upamiętniających śmierć rodaka, by zapalić znicz w miejscu śmierci 40-latka przyszło także mnóstwo Brytyjczyków, nie popierających brutalności wobec napływających narodowości.
Kolejny atak miał miejsce w tym samym mieście, kilka godzin po marszu pamięci. Pięciu Brytyjczyków nie przejęło się faktem, że w wyniku bijatyki niewinny człowiek stracił życie i postanowiło pójść w ślady zabójczej grupy nastolatków. Rafał i Paweł stali pod klubem paląc papierosa, gdy padli ofiarą agresji Anglików. Napastnicy używali krzeseł - w takiej nierównej walce Polacy nie mieli szans. Skończyli w szpitalu zalani krwią, z połamanymi nosami i rozbitymi głowami.
Następny pobity Polak padł ofiarą przemocy w miejscowości Leeds, gdzie ponownie zaatakowała liczna grupa nastolatków. Najpierw zaczepiali dwóch Polaków, a następnie dotkliwie pobili jednego z nich w bocznej uliczce. Poważnie pobity mężczyzna miał rany głowy i stracił przytomność. W ciężkim stanie przewieziono go do szpitala. W związku z tym pobiciem policja zatrzymała cztery osoby w wieku od 14 do 16 lat. - Pragnę podkreślić, że tego typu przestępstwa i incydenty są kompletnie nieakceptowalne i nie będą tolerowane - zapewniał wtedy szef oddziału lokalnej policji. Informował także, że kontrole policyjne zostały wzmożone, zwłaszcza w okolicach, gdzie osiedliło się wielu Polaków. Nie uchroniło to jednak kolejnej ofiary przed atakiem.
Do kolejnego pobicia doszło w miejscowości Telford. Tam 21-letni Bartosz M. został zaatakowany, gdy rozmawiał z przyjaciółmi po polsku. Podeszło do nich trzech młodych ludzi, a jeden z agresorów wyrwał 21-latkowi butelkę z ręki, rozbił ją i ugodził Polaka w szyję. Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie założono mu kilkanaście szwów. Na całe szczęście jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.
Kolejna i ostatnia do tej pory napaść miała miejsce w Ashford w miniony weekend. W jednej z restauracji grupa Polaków rozmawiała w swoim narodowym języku. Gdy usłyszeli to Anglicy, zaatakowali ich, a jednego z Polaków dotkliwie pobili prętem. Ten stracił przytomność i wylądował w szpitalu. Innych popychali i bili.
To dotychczasowe przypadki i nic nie wskazuje na to, by miały być ostatnimi. Brytyjskie władze nie radzą sobie z ochroną Polaków w Anglii. By wspomóc tamtejsze służby, do Wielkiej Brytanii oddelegowani zostali polscy policjanci. W sprawie brutalnych ataków kierowanych nienawiścią na tle narodowościowym do Londynu wybrali się minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak, jego zastępca Jakub Skiba oraz komendant główny policji Jarosław Szymczyk. Polska delegacja spotkała się z szefową brytyjskiego MSW Amber Rudd i ministrem spraw zagranicznych Borisem Johnsonem. Podczas spotkania omawiali pogarszającą się sytuację Polaków w Anglii.
- Chciałbym powiedzieć, że nie jesteśmy tutaj po to, żeby krytykować, ani kogokolwiek obwiniać. Jesteśmy tutaj po to, żeby dyskutować o faktach, tym, co się wydarzyło i wspólnie rozwiązywać te problemy - oznajmił Waszczykowski podczas wizyty. - Polacy są grupą, która (...) ciężko pracuje, płaci podatki i zasługuje na ochronę i opiekę. - mówił, apelując do obywateli Anglii o większą troskę wobec Polaków. Od czasu tej wizyty minęło jednak już trochę czasu, a ataki na Polaków nadal mają miejsce.
ZOBACZ: Kolejny napad na Polaków w Harlow: Broniliśmy się, ale dobili nas krzesłami