Amerykańska baza wojskowa stała się w sobotę celem ataków rakietowych. Dwa pociski uderzyły w pilnie strzeżone miejsce, w którym stacjonują żołnierze USA. Baza znajduje się w mieście Balad na terenie portu lotniczego Al-Bakr, około 80 kilometrów od Bagdadu. Jeden pocisk rakietowy spadł również na plac w Zielonej Strefie w Bagdadzie - dzielnicy rządowo-dyplomatycznej, w której znajdują się m.in. parlament i placówki dyplomatyczne, w tym ambasada USA. Jedno z wejść do ambasady zostało kompletnie spalone, drugie też zniszczył ogień. Niedługo potem w dzielnicy Dżadrija eksplodował pocisk moździerzowy. Agencje podają, że w atakach nikt nie zginął, ale co najmniej pięć osób zostało rannych. Wszystkie te ataki zostały przeprowadzone w odstępie kilkunastu minut. Są przypuszczenia, że mogą stać za nimi proirańskie, szyickie bojówki z grupy Siły Mobilizacja Ludowej. Jedna z bojówek, która wchodzi w skład grupy ostrzegała właśnie irackich żołnierzy, aby trzymali się z dala miejsc, gdzie stacjonują amerykańscy żołnierze. Zarówno władze Iranu jak i szyici kilkakrotnie zapowiadali zemstę za śmierć Sulejmana.
Napięcie w Iraku wzrosło po tym, jak amerykańskie bomby zabiły w Bagdadzie najważniejszego dowódcę wojskowego Iranu, generała Ghasema Solejmana. W sobotę odbyły się w Bagdadzie uroczystości żałobne, w których uczestniczyły dziesiątki tysięcy osób.
Ataki rakietowe na ambasadę i bazę USA w Iraku
Irak w ogniu rakiet. Dwie rakiety uderzyły w amerykańską bazę wojskową, a jeden z pocisków rakietowych spadł w Bagdadzie w pobliżu ambasady USA. Agencja Reuters podaje, że w atakach nikt nie zginął, ale są ranni.