Na szczęście nie doszło do nuklearnej katastrofy. Nie obyło się jednak bez tragedii i strat w ludziach. Życie straciło 20 rosyjskich marynarzy.
Rosyjski okręt K-152 "Nerpa" przechodził właśnie remont. Stoczniowcy wyprowadzili go w rejs po Morzu Japońskim, żeby sprawdzić, jak odnowiona jednostka sobie radzi. I wtedy doszło to tragedii.
Najpierw eksplozja zatrzęsła stalowym gigantem, a potem całe jego wnętrze wypełnił ogłuszający ryk sygnału alarmowego. Marynarze rzucili się na pomoc rannym w eksplozji kolegom. Zanim jednak dobiegli na miejsce, zadziałał automatyczny system przeciwpożarowy. Zadziałał jednak wadliwie.
Na wyjących z bólu rannych poleciał śmiertelny gaz freon. 20 osób zmarło na miejscu od zatrucia, a kolejne 22 trzeba było transportować do szpitala.
Łódź podwodna nie ucierpiała. Aż strach pomyśleć, do jakiej katastrofy doszłoby, gdyby coś złego stało się w reaktorze atomowym. A tak uszkodzony "Nerpa" sam dopłynął do bazy Bolszoj Kamen koło Władywostoku na dalekim wschodzie Rosji. Jak twierdzi szefostwo marynarki wojennej - szczęście w nieszczęściu - na pokładzie nie było rakiet z głowicami atomowymi.
Rosyjski prezydent Dimitrij Miedwiediew (43 l.) zlecił przeprowadzenie dokładnego śledztwa. Obiecał też udzielenie pomocy rodzinom ofiar. Rosjanie ciągle jeszcze żywą mają w pamięci katastrofę K-141 "Kursk". Wtedy - również po eksplozji torpedy - łódź poszła na dno, zabierając ze sobą 118-osobową załogę.