W rozmowie z gazetą Akimienkow podkreślił, że instrukcja samolotu zabrania lądowania na autopilocie. Przyrządy podczas podchodzenia do lądowania powinny być, jak mówią piloci, wyważone, czyli ustawione tak, by samolot zniżał się ze stałą prędkością 3,5 metra na sekundę.
Zawiniło nietypowe położenie lotniska?
Akimienkow twierdzi, że przez nietypowe położenie smoleńskiego lotniska, samolot mógł ulec rozbalansowaniu. W odległości kilometra od pasa znajduje się jar (zagłębienie terenu), w którym temperatura jest niższa. Ta różnica spowodować mogła, że samolot wpadł w dziurę powietrzną i wskazania przyrządów były nieprawidłowe.
Tupolew lądował za szybko
Jak tłumaczy pilot, prędkość zniżania nagle wzrosła do 7 metrów na sekundę. Gdy kapitan Protasiuk zorientował się, że tak się dzieje, leciał już tylko 30 metrów nad ziemią i na jakąkolwiek reakcję było już za późno.