Okropne wieści z Norwegii. We wtorek (1 kwietnia) w okolicach Bergen doszło do wypadku lotniczego. Awionetka prawdopodobnie wpadła do morza. Ślad po niej zaginął, na jej pokładzie - zgodnie z ustaleniami - miały się znajdować cztery osoby. Akcja ratownicza trwa od wczorajszego popołudnia. Wraku wciąż nie odnaleziono, podobnie jak czwórki zaginionych. Co tam się stało?
Norwegia. Awionetka rozbiła się o fale i zniknęła
Lokalne media, powołując się na komunikaty policji, donoszą, że pilot awionetki miał zgłaszać kontroli lotów w Bergen problemy z silnikiem. Policja otrzymała meldunek o możliwym awaryjnym lądowaniu samolotu. Według służb pilot mógł próbować posadzić samolot na powierzchni morza u zachodnich brzegów Norwegii. Z kolei dziennik "VG" ustalił, że w wypadku uczestniczył samolot Super Decathlon. Na jego pokładzie miały znajdować się dwie osoby - tak przynajmniej wynika z informacji przekazanych przez policję.
Trwa poszukiwanie wraku samolotu. Jest szansa, że ktoś przeżył?
Inspektor Frank Listoel, który dowodzi akcją ratowniczą, w rozmowie z dziennikarzem telewizji TV2 przekazał, że do policji zgłosili się świadkowie twierdzący, że widzieli, jak maszyna rozbiła się o taflę morza. W okolice domniemanego miejsca wypadku skierowane zostały śmigłowce i kutry ratownicze. Policja przyznała, że nie odnaleziono jeszcze żadnych śladów samolotu. Niestety, z każdą chwilą maleją szanse na to, że ktoś wyjdzie z tej katastrofy w całości. Media podają, że temperatura morza w tym miejscu nie przekraczała we wtorek 5 st. C. W takich warunkach człowiek może przeżyć nie dłużej niż trzy godziny.
