W trakcie swojego przemówienia Obama przedstawił dylemat wyborczy swych rodaków jako kontrastowy wybór między perspektywą Ameryki sprawiedliwej, w której każdy ma rzeczywiście równe szanse życiowe - wizją demokratów - i programem republikanów, których krytykował za faworyzowanie uprzywilejowanych i bogatych.
- Jeśli chcecie Ameryki, w której każdy gra według tych samych reguł, głosujcie na mnie - powiedział Obama.
Wspomniał następnie osiągnięcia z niespełna czterech lat swoich rządów - reformę ochrony zdrowia zapewniającą ubezpieczenia wszystkim obywatelom, uratowanie od bankructwa koncernów samochodowych i zahamowanie ucieczki miejsc pracy za granicę. Wspomniał o wzroście poziomu produkcji energii, co zmniejszyło uzależnienie energetyczne USA od zagranicy.
Zaznaczył także swoje sukcesy na arenie międzynarodowej - przede wszystkim zabicie Osamy bin Ladena przez amerykańskie siły specjalne w Pakistanie, wycofywanie wojsk z Afganistanu oraz zakończenie wojny w Iraku.
Wypomniał republikańskiemu kandydatowi do Białego Domu, Mittowi Romneyowi agresywne oświadczenia na temat Rosji i Chin. - Nie nazywa się Rosji największym geopolitycznym przeciwnikiem Ameryki, chyba że się tkwi w mentalności zimnowojennej - powiedział.
Prezydent nie przedstawił wyraźnego planu polityki na drugą kadencję i niczego konkretnego nie obiecał. Ogólnikowo ostrzegł nawet, że naprawa gospodarki - która wzrasta powoli, co opóźnia zmniejszanie się bezrobocia - będzie długa.
Przemówienie Obamy trwało ok. 50 minut. Po nim na scenę wyszła żona i córki prezydenta. Razem machali do publiczności, pozdrawiając ją.
Wielu komentatorów słabo oceniło jego wystąpienie. Porównywano je niekorzystnie z wystąpieniem byłego prezydenta Clintona z poprzedniego dnia, a nawet przemówieniem wiceprezydenta Joe Bidena z tego samego wieczoru.