Okrążeni islamscy bojownicy zbuntowanego duchownego Muktady al-Sadra zapowiadają walkę do ostatniej kropli krwi.
Polacy nie biorą udziału w ataku.
Wczoraj nad ranem połączone siły Amerykanów i irackich służb bezpieczeństwa uderzają na buntowników. Wojsko okrąża Nadżaf. Nieustannie je bombarduje i ostrzeliwuje.
W świętym mieście szyitów panuje prawdziwy chaos, dym i ogień uniemożliwiają orientację. Huk wystrzałów i latających śmigłowców ogłusza mieszkańców. Nie ma prądu i wody. Tysiące ludzi próbuje uciec z twierdzy bojowników islamskich.
Oddziały amerykańskich marines zajmują już w nocy centrum miasta i zamykają całkowicie dostęp do szyickich sanktuariów, gdzie ukrywają się bojówki Armii Mahdiego. Jak zapewnia dowództwo sił USA, główny meczet szyitów w Nadżafie - mauzoleum imama Alego - nie jest celem rozpoczętej wczoraj ofensywy. Jako pierwsi mają tam wkroczyć iraccy policjanci.
Ale krwawe piekło zbiera swoje żniwo. W starciach giną setki zwolenników al-Sadra, są też ofiary śmiertelne wśród ludności cywilnej. Straty są także po stronie wojsk amerykańskich oraz wśród towarzyszących im sił irackich.
- Polacy nie biorą udziału w walkach. Nasz udział może się ograniczyć do niesienia pomocy rannym - informuje płk Wojciech Stepek z Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe.
- Walczyliśmy z siłami amerykańskimi przez osiem dni. Będziemy z nimi walczyć dalsze osiem. Jesteśmy gotowi odeprzeć wszelkie ataki na nasze pozycje - buńczucznie zapowiedział rzecznik al-Sadra, Ahmed al-Szibani.
Atak zmasowanymi siłami na zwolenników Muktady al-Sadra oznacza jedno: Amerykanie mają dość rebelii wywołanej przez muzułmańskiego radykała. Al-Sadr od początku bronił świętego szyickiego miasta i żądał, aby siły koalicji wyniosły się z Iraku. Wywołał krwawe powstanie, a jego bojówki od dawna ścierają się z wojskami koalicji. Teraz zbliża się koniec al-Sadra, ale końca jatki w Iraku nie widać.
Wróg nr 1
Muktada al-Sadr ma 24 lata, choć w oficjalnych wystąpieniach mówi, że jest siedem lat starszy. Jego ojciec został zamordowany przez żołnierzy Saddama Husajna. Muktada nie ukończył wyższej szkoły religijnej. Mimo to stał się idolem sfrustrowanej irackiej biedoty, stając na czele powstania przeciwko międzynarodowym siłom stabilizacyjnym w Iraku i nowym władzom kraju. Początkowo jego zwolennicy zaprowadzili bezpieczeństwo w Madinit Sadr, dwumilionowej szyickiej dzielnicy Bagdadu i niektórych miastach na południu kraju. Jednak od zakończenia wojny Muktada atakował ostro także okupację amerykańską i zapowiadał wybuch powstania. Jak widać, spełnił swoje obietnice. Za al-Sadrem stoi jego prywatna milicja zwana Armią Mahdiego oraz rzesze niezadowolonych Irakijczyków.