„Jesteśmy głodni”, „Wolność”, „Precz z dyktaturą” - takie hasła zaczęły być wykrzykiwane na kubańskich ulicach. Komunistyczny skansen na Karaibach zacznie się zmieniać? Na ulice 40 miejscowości wyszły tysiące ludzi - według organizatorów protestów to po prostu głodni, zmęczeni mieszkańcy, według reżimowych mediów i władz protesty to tylko i wyłącznie sprawka amerykańskich służb. "Ci kontrrewolucjoniści próbują wywrócić porządek w czasie, kiedy Kuba walczy nie tylko z Covid-19, ale też od ponad 60 lat z blokadą gospodarczo-handlową i finansową, którą utrzymują wobec niej USA" - pisze rządowy dziennik w Hawanie. Tymczasem mnożą się doniesienia o brutalnym tłumieniu protestów, zaginionych i zatrzymanych. Jest nawet jedna ofiara śmiertelna starć z policją.
NIE PRZEGAP: Nagroda dla księcia i Meghan! Chodzi o dzieci. Księżnej Kate będzie przykro?
Zatrzymano ponad 5 tysięcy osób według niezależnego kubańskiego portalu informacyjnego 14ymedio, a podczas poniedziałkowej demonstracji w gminie Arroyo Naranjo zginął 36-latek. 190 osób uznaje się za zaginione. Jednak władze zaczynają iść na ustępstwa wobec demonstrantów, zniosły wczoraj ograniczenia związane z możliwością przywożenia do kraju towarów z zagranicy, takich jak artykuły higieniczne, żywność czy lekarstwa. Dotychczas obowiązywały na nie ścisłe limity, teraz do końca roku tymczasowo nie będą one obowiązywać. Kubą od 2019 roku rządzi prezydent i pierwszy sekretarz Miguel Diaz-Canel. Jest następcą Raula Castro, brata Fidela Castro, który rządził na Kubie do 2008 roku, a zmarł w 2016.