Gdy Berlusconi jest atakowany, może zareagować w zaskakujący sposób. Tak było i tym razem. Po tym, jak prezydent George W. Bush przyznał w telewizyjnym wywiadzie, że w sprawie Iraku popełnił błędy i nie był przygotowany na wojnę, włoska centrolewica zaapelowała do premiera, aby i on wziął na siebie odpowiedzialność za inwazję. Takich pouczeń Berlusconi nie wytrzymał. I wyjaśnił politycznym przeciwnikom, po co przed inwazją jeździł do USA.
- Ja przez póltora miesiąca pracowałem, aby oddalić groźbę wojny, oferując luksusowy i gwarantowany azyl Saddamowi Husajnowi - oświadczył włoski premier. - Przekonałem Busha, ale potem Saddam Husajn odmówił (przywódcy Libii Muammarowi) Kadafiemu, ponieważ zrozumiał, że kiedy odkryte zostaną jego zbrodnie, nikt nie zapewniłby mu bezkarności - dodał.
- Pojechałem parę razy do Ameryki, najpierw do Camp David, a potem wróciłem do Waszyngtonu - przypomniał Berlusconi.
- Wystarczyłoby, aby Berlusconi powiedział pięć słów: Bush ma rację, pomyliliśmy się. Tymczasem jak zawsze wyobraża sobie on, że jest w centrum każdego wydarzenia na planecie - skomentował wyznania premiera jeden z liderów Partii Demokratycznej Dario Franceschini.