Bernie Sanders po raz kolejny prowadził kampanię w przygranicznym stanie. W marcu był w Arizonie, a teraz pojawił się w Kalifornii, gdzie nie tylko przeszedł się wzdłuż granicy ale spotkał z imigrantami. W miejscu dość wyjątkowym bo w tzw. Friendship Park w San Diego. To tutaj rezydencie USA, legalni imigranci oraz nieudokumentowani spotykają się z członkami swoich rodzin, którzy zostali deportowani do Meksyku, głównie Tijuany. Miał tam okazję wysłuchać historii wielu osób. Jedną z nich był Hector Barajas, który służył jako trooper w amerykańskim oddziale 82nd Airborne. Podczas jednego incydentu użył broni w nie do końca uzasadnionym momencie. To sprawiło, że że władze USA deportowały go i zakazały wjazdu przez 20 lat. Musiał pozostawić żonę i córkę urodzoną w Stanach. Teraz jedyna możliwością zobaczenia się z bliskimi są takie spotkania. – Chciałbym ciebie i wszystkich tu obecnych po tej stronie granicy – mówił na spotkaniu Bernie Sanders wyraźnie poruszony historiami imigrantów. – To dzisiejsze spotkanie dobitnie pokazuje jak konieczna jest reforma imigracyjna. System jaki mamy nie działa. Ci, którzy powinni być deportowani są wypuszczani i śmieją się nam w twarz. A osoby, które ciężko pracują lub popełniły drobne wykroczenie są wydalani. Niemalże jak pokazówka, że rząd ma wszystko pod kontrolą. A tymczasem nie ma nic. Reforma imigracyjna jaką bym poparł i zabiegał o jej przyjęcie opierałaby się na współczesnych potrzebach, realiach i czynniku humanitarnym – mówił Sanders na wiecu wyborczym.
Bernie Sanders odwiedził rodziny rozdzielone deportacjami. Ameryka potrzebuje reformy imigracyjnej
W przeciwieństwie do Donalda Trumpa, demokratyczny kandydat walczący o prezydencką nominacje, senator Bernie Sanders nie upatruje w imigrantach wszelkiego zła. Wręcz przeciwnie. Jak powiedział, to system jest zły i niesprawiedliwy, bowiem „karze tych, których jedyną winą jest brak statusu lub małe wykroczenie, a pozwala ujść płazem tym, których powinno się dawno wydalić z Ameryki”.