"17 lat służby zakończyło się. Mam czyste sumienie. Milicja jest z narodem" - tak napisał na swoim Instagramie kapitan Jeghor Jamilianau, już były białoruski milicjant. Jeghor Jamilianau zdecydował się rzucić pracę, bo nie chciał brać udziału w brutalnym rozpędzaniu demonstracji po wyborach prezydenckich. Przełożeni twierdzą, że nie odszedł sam, a został wyrzucony za "wagarowanie".
Wiadomo o co najmniej kilku innych milicjantach, którzy postanowili pożegnać się z mundurem z powodu zajść na Białorusi. Bywa, że z dowódcami odchodzą podwładni. Pojawiły się doniesienia o zatrzymaniach wśród odchodzących ze służby milicjantów i nachodzeniu ich w domach przez byłych kolegów. Burzliwe i krwawe demonstracje trwają na Białorusi po ogłoszeniu wyników niedzielnych wyborów prezydenckich. Opozycja ogłosiła, że zostały one sfałszowane i zwyciężyła Swietłana Cichanouska, a nie Aleksandr Łukaszenka. Zatrzymano 7 tysięcy osób, są setki rannych i dwóch zabitych. Cichanouska wyjechała na Litwę.