- Szedłem na pole, gdzie rośnie moje zboże. Wielki kot przebiegł kilka metrów ode mnie. Od tamtej pory boję się wchodzić do lasu - opowiada Stefan Łuciuk (57 l.) ze wsi Lemiuszki.
Puma to urodzony morderca. Atakuje znienacka. Rozrywa gardło, rozszarpuje ofiarę, żeby dobrać się do wątroby i naczyń krwionośnych. Tak zmasakrowaną sarnę znaleziono w lasach nieopodal Tucznej. Później groźny kot stanął oko w oko z człowiekiem. - Pumę widział mój pracownik z odległości nie większej niż 15 metrów. Dokładnie opisał mi jej wygląd: prawie dwumetrowej długości, wysoka na 80 cm. Była piękna i groźna. Te naprężone mięśnie, spryt, kiedy przeskakiwała rów między drogą a lasem. Jestem przekonany, że się nie myli - mówi Mariusz Kiczyński, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa, który po sygnale od swojego podkomendnego powiadomił o drapieżniku policję, straż graniczną.
Funkcjonariusze odwiedzają teraz okolicznych mieszkańców, prosząc ich o ostrożność. I słusznie, bo sygnały o drapieżniku się mnożą. - Dwie kobiety jadące rowerami na jagody powiadomiły nasz patrol, że chwilę wcześniej napotkały zwierzę przypominające z wyglądu pumę - informuje ppor. Dariusz Sienicki, rzecznik prasowy Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Możliwe, że wielki kot przedostał się do Polski z Białorusi. Jakiś czas temu radio w Brześciu informowało, że z tamtejszego cyrku uciekła puma. Mogła przeprawić się przez Bug.
Zobacz: Szydło i Kidawa-Błońska na targu. Wakacyjna kampania trwa!