Jak wczoraj pisaliśmy, dziewczynki dostają pigułki za darmo, bez wiedzy rodziców w gabinecie szkolnej pielęgniarki! – To, że spadła liczba ciąż u nastolatek to dobra wiadomość. Osiągnęliśmy spadek o 25 proc. w ciągu ostatnich 10 lat. Zła wiadomość jest taka, że ciągle mamy ich za dużo – powiedział Bloomberg na konferencji prasowej. Według danych Wydziału Zdrowia, co rok w ciążę zachodzi 7 tys. mieszkanek Nowego Jorku, które nie mają jeszcze 17 lat. Połowa tych ciąż kończy się aborcją.
Według nowojorskich przepisów o tabletkę mogą w szkołach prosić uczennice, które mają zaledwie 14 lat. Najbardziej szokującym i kontrowersyjnym punktem programu jest to, że wszystko może się odbyć bez wiedzy i zgody rodziców. Ale również i Quinn jest przekonana, że taka pomoc jest dobra i korzystna.
– Uczniowie szkół średnich są aktywni seksualnie i nie mamy luksusu debatować, czy są jeszcze za młodzi na uświadamianie i edukację seksualną – powiedziała szefowa Rady Miejskiej.
Ale wielu rodziców uważa, że wydawanie ich córkom tabletek bez ich wiedzy jest niedopuszczalne. Szkoła poinformowała ich wprawdzie listownie o samym programie, ale jeśli nie odpisali na list i nie stwierdzili, że nie zgadzają się na testy ciążowe u swoich córek, nie są nawet informowani o wydaniu dzieciom pigułek. A listy tej treści wysłało do szkół nie więcej niż dwa proc. rodziców.
Wydawane na razie w 13 szkołach przez pielęgniarki pigułki zapobiegają ciąży w ciągu 72 godzin po stosunku.
Bloomberg i Quinn bronią decyzji o wydawaniu uczennicom pigułek
Zarówno burmistrz Michael Bloomberg (70 l.), jak i przewodnicząca nowojorskiej Rady Miejskiej Christine Quinn (46 l.) uważają, że decyzja o wydawaniu nawet 15-letnim uczennicom tabletek wczesnoporonnych jest słuszna.