W Ameryce czujecie się chyba jak w domu. W nowojorskiej redakcji „Super Expressu” jesteście po raz drugi, ale w Nowym Jorku bywaliście chyba jeszcze częściej…
Łukasz i Paweł Golec: – Jest to już nasz jedenasty koncert w Ameryce. Więc chyba można powiedzieć, że czujemy się tutaj dobrze. Mamy też „swoje” miejsca. I przede wszystkim mieszka tutaj nasza rodzina i liczni przyjaciele. Takich, których znaliśmy jeszcze w Polsce a wyemigrowali do Ameryki. Nawet teraz, idąc ulicą dosłownie wpadliśmy na kolegę, z którym w Polsce uczuliśmy się w konserwatorium. Więc trochę jak w domu…
Przylatujecie zawsze ze swoimi instrumentami – i to sporych rozmiarów. Jak się zabieracie z tym wszystkim i jak jesteście przyjmowani na amerykańskim lotnisku?
Paweł Golec: – Teraz przylecieliśmy do Newark dwoma samolotami. Jedna ekipa z leciała przez Anglię, druga przez Niemcy. Ja nie narzekam, bo podczas odprawy imigracyjnej miałem bardzo miłego pana Andrzeja, Polaka, który mnie rozpoznał. Tak więc było bardzo miło, szybko i sprawnie. Oczywiście jeżeli chodzi o instrumenty to zawsze są pytania typu: Co to? Z czego? Zwłaszcza róg pobudza wyobraźnię. Kiedy zapytano mnie z czego jest wykonany, zażartowałem, że z kości mamuta... Na szczęście oficer, mimo że spojrzał lekko zaniepokojony, zorientował się, że żartuję. Potem mu powiedziałem, że to róg z kości bawolej.
Łukasz Golec: – Ja nie miałem tyle szczęścia co Paweł. Trafiłem na bardzo oficjalnego pana, który miał wiele pytań. Ale wszystko mu wyjaśniłem. W konsekwencji nie było żadnego problemu.
Skoro jesteście tutaj już jedenasty raz, to jakie wrażenie robi na was Nowy Jork? Porzucilibyście góry dla tego miasta?
Łukasz Golec: – Nowy Jork ma magię, w szczególności Manhattan. Oczywiście - jak każde miasto - ma swoje plusy i minusy, ale tych drugich jest chyba mniej. Nowy Jork inspiruje. Cokolwiek tutaj się dzieje, mówi o tym cały świat. A czy zamieszkałbym tutaj? Dlaczego nie. Może nie na stałe, ale posmakowałbym na dłużej życia w Nowym Jorku.
Paweł Golec: – Góry ma się w sercu. Pozostaną na zawsze, obojętnie gdzie jesteśmy. Pomysł z zamieszkaniem w NYC całkiem mi się podoba. Poza tym w dobie Internetu, smartfonów czy Facebooka ten dystans, odległości, jakby się zmniejszają i ten ocean dzielący nas z górami też by się zmniejszył.
Co fajniejsze - widok z wieżowców czy ze szczytów gór?
Łukasz i Paweł Golec: – Widok na pewno imponujący. Zwłaszcza tutaj u was. Wszystkie mosty, rzeka, Freedom Tower... To naprawdę robi wrażenie. Ale z domów też mamy piękne widoki
Będąc tutaj tyle razy zapewne macie miejsce, które lubicie odwiedzić...
Łukasz i Paweł Golec: – Takich miejsc jest dużo. Ale zawsze staramy się zajść do klubu Blue Note na Greenwich Village, grają tam naprawdę muzykę na świetnym poziomie. Poza tym, jak tylko możemy, i jest na to czas, to idziemy na Broadway. Teraz mamy bilety na The Lion King, ze względu na nasze dzieci. Niech zobaczą piękne show, bo one tutaj takie są. Przygotowane z wielkim rozmachem, które zapamiętuje się na zawsze.
Paweł Golec: – Poprzednim razem wybraliśmy się na „Evitę” z Ricky'm Martinem. Było niesamowicie! Później mieliśmy okazję zobaczyć to w Polsce. Muszę powiedzieć, że dzieli nas ocean...
Jesteście tutaj z dziećmi?
Łukasz i Paweł Golec: – Tak. Jestem z Bartoszem i Antosią. Syn już tutaj był, a o tym jak duże wrażenie zrobił na nim pobyt w Nowym Jorku najlepiej świadczy to, że oglądając w Polsce jakiś amerykański film z dziadkami pokazuje im palcem na ekran krzycząc: ja tam byłem, wiem gdzie to jest! Antosia dopiero poznaje to miasto, bo jest tutaj pierwszy raz.
Paweł Golec: – Podobnie i moja Maja, jest w Nowym Jorku również pierwszy raz. Ale widać, że miasto robi na niej wrażenie i przywiezie ze sobą wiele wspomnień.
Rozmawiała Anna Salamon