Władimir Putin poinformował pod koniec marca, w wywiadzie dla rosyjskiej publicznej telewizji, o chęci rozmieszczenia broni jądrowej na terenach Białorusi. Niedługo później miał rozpocząć się jej transport, jakkolwiek szybko poinformowano, że zostanie ona rozmieszczona w kilku lokalizacjach, które... są jeszcze w budowie (mają być gotowe około 7-8 lipca). Temat szybko podchwycił Aleksander Łukaszenka, który oznajmił, że "bez wahania użyłby broni nuklearnej, gdyby zaatakowano jego kraj". Następnie tłumaczył, że broń jądrowa zostanie rozmieszczona po to, by "ani jeden obcy żołnierz nie postawił ponownie stopy na białoruskiej ziemi".
Wywiad ze Skabajewą
Teraz w sieci pojawił się wywiad Łukaszenki rosyjską propagandystką Olgą Skabiejewą. Przyznał w nim, że broń jądrowa dotarła już na Białoruś. - Otrzymaliśmy (od Władimira Putina — red.) rakiety i bomby trzy razy silniejsze niż te zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki - z dumą oznajmił dyktator. Jak stwierdził, podczas ataku na Japonię w 1945 r., w wyniku zrzucenia jednej bomby ginęło blisko 80 tys. osób, tymczasem broń dostarczona na Białoruś ma rzekomo trzy razy większą moc! - Milion ludzi zginęłoby natychmiast. Nie daj Boże użyć tej broni - stwierdził zaskakująco.
Łukaszenka tłumaczył dziennikarce, że nie wszystkie pociski dotarły jeszcze na Białoruś, ale gdy to się stanie, pokaże je jej. - Przyjedziesz bez kamery, zawiążemy ci oczy, zaprowadzimy na teren obiektu - czarował. Zapewnił przy tym, że pociski trzymane będą w specjalnych magazynach (których na terenie kraju znajduje się "tyle, ile psów w wiosce") i nie w jednym miejscu, więc będą absolutnie bezpieczne.