Wszystko zaczęło się od "szalonego pomysłu" Damiana McBride’a. Zatrudniony osobiście przez premiera jako jego naczelny doradca od spraw strategii rządu planował rozesłać serię e-maili z różnymi pomówieniami.
Media skrywają na razie, co McBride chciał napisać o swoich politycznych przeciwnikach, ale z policyjnych przecieków wynika, że były to przytyki czysto osobiste. Co więcej, miały obciążyć już nie tylko przywódców Partii Konserwatywnej, ale również ich żony, dzieci, a nawet rodziców.
Podobne informacje - oczywiście anonimowo - miały trafić na fora internetowe oraz na bloga "Red Rag", czyli "Czerwona szmata". Ten powstał zresztą specjalnie jako nieoficjalna broń wyborcza Partii Pracy.
Brytyjscy politycy są oburzeni i winią samego premiera. Jeden z konserwatystów przypomniał, że Gordon Brown od lat specjalizował się w kopaniu dołów pod rywalami, w tym pod byłym premierem Tonym Blairem.
Przywódca Liberałow Nick Clegg mówił o "porażającym braku wyczucia" premiera Browna, a jego własny minister oświaty Ed Balls określił pomysł McBride’a jako "wstrętny i godny pogardy".
Brytyjska afera e-mailowa
2009-04-16
12:55
Na Wyspach od tygodnia nie cichnie polityczna awantura o kampanię obrzucania błotem polityków opozycji. Europejscy politycy po raz pierwszy przekonali się o sile internetu.