Wśród teczek z dokumentacją zebraną przez oddział śledczych prowadzących dochodzenie w sprawie śmierci porucznika Gliniewicza, która okazała się samobójstwem, znalazł się list, jaki otrzymała administracja Fox Lake. Wymieniono w nim liczne niepokojące zachowania ze strony policjanta. Wśród nich znalazły się m.in. agresywne zachowanie a nawet groźby i szantaże wobec kolegów z pracy, liczne niewytłumaczone nieobecności, przychodzenie do pracy po pijanemu, wychodzenie w czasie służby do barów, niewłaściwe dotykanie koleżanek.
List ten, podpisany przez policjantów z Fox Lake Police Department, wpłynął do burmistrz Cindy Irwing oraz rady miejskiej.
Alarmowano w nim również o podejrzeniach co do „tajemniczo znikających” pieniędzy z policyjnego programu szkoleniowego dla dzieci, który to koordynował Gliniewicz. Rodzi się zatem pytanie: czy władze przymknęły na to wszystko oko?
Gliniewicz czuł, że pali mu się grunt pod nogami i z tego powodu popełnił samobójstwo, które zaaranżował tak, by wszyscy płakali po nim jak po bohaterze.
Burmistrz wiedział o przekrętach Gliniewicza
Władze miasta Fox Lake, z burmistrzem na czele, musieli mieć świadomość tego, że porucznik Joseph Gliniewicz robi coś nielegalnego. Już w 2009 roku jego koledzy z komisariatu służył, napisali list, w którym zaalarmowali o niepokojących zachowaniach Gliniewicza i sugerowali zbadanie sprawy.