Tylko w niedzielę, 2 lutego, na ulice Berlina wyszło ok. 160 tys. osób, by sprzeciwić się wspólnemu głosowaniu CDU/CSU i Alternatywy dla Niemiec (AfD) w Bundestagu w sprawie zaostrzenia polityki migracyjnej. Publicysta Michel Friedman, który na znak protestu opuścił CDU kilka dni temu, w swoim wystąpieniu na początku berlińskiej demonstracji określił AfD jako "partię nienawiści". Friedman nazwał "niewybaczalnym błędem fakt, że chadeckie partie CDU i CSU głosowały razem z AfD za surowszą polityką migracyjną".
Wielkie demonstracje w Niemczech. Protestuje nie tylko Berlin
Protestował nie tylko Berlin. W Saarbruecken pojawiło się około 15 tys. demonstrantów - podaje portal RND. W Kilonii policja mówiła o 13-14 tys. uczestników. W Ratyzbonie miało być ich 20 tys. Pierwsze protesty odbyły się już w sobotę, 1 lutego. Według służb w Hamburgu było około 65 tys. osób, a w Essen około 14 tys. Demonstracje odbyły się również m.in. w Lipsku, Stuttgarcie, Brunszwiku. Według organizacji Campact, która była odpowiedzialna za organizację protestów, w weekend w całych Niemczech na ulice wyszło prawie 700 tys. osób demonstrujących przeciwko AfD - taką informację przekazał serwis dziennika "Berliner Zeitung".
Dlaczego Niemcy protestują?
O co chodzi? W minioną środę, 29 stycznia, Bundestag niewielką większością głosów poparł wniosek chadecji o wprowadzenie stałych kontroli na niemieckich granicach państwowych. Udało się to dzięki głosom izolowanej dotychczas AfD, co wywołało oburzenie części niemieckiej opinii publicznej i polityków. Jednak w piątek projekt ustawy w sprawie ograniczenia imigracji nie uzyskał większości w niemieckim parlamencie.