Do Stanów Zjednoczonych przyleciałam na studia w prestiżowej The Juilliard School w Nowym Jorku. Miałam... 41 stopni gorączki, więc nie bardzo pamiętam, co się wokół mnie działo. Zarejestrowałam jednak, że w akademiku oprócz pustych szuflad i twardego materaca (pewnie po to, żeby studenci za długo nie spali) w pokoju miałam raczej pustkę, musiałam więc wybrać się na zakupy. W dwóch walizkach z Polski nie mogłam przecież przywieźć sobie wszystkich niezbędnych rzeczy.
Pierwsza kołdra i wałki
Zaprowadzono mnie do Macy's, gdzie kupiłam to, co absolutnie musiałam mieć, czyli na przykład kołdrę, poduszkę, wałki do włosów (oczywiście, niezbędne, gdyż jako "młoda dama z Polski" nie wyobrażałam sobie pokazywać się światu bez odpowiedniej fryzury). Żałowałam tylko, że ta kołdra kosztowała mnie całe 100 dolarów (plus podatek)! Czyż nie mogli mnie zaprowadzić do tańszego sklepu?
Wszystko wtedy przeliczałam na złotówki. To, co przeznaczałam na zwykłą kawę w Starbucksie, wydawało mi się obłędne i nieprzyzwoite! Wracając jednak do tej kołdry - śpię pod nią do dzisiaj, czyli przynajmniej wiem, że opłacało się kupić produkt dobrej jakości. Na początku mojego pobytu w Stanach moje dni generalnie zmieniały się w coraz bardziej szokujące! Najpierw te drogie sklepy i wysokie, luksusowe budynki w centrum Manhattanu, gdzie znajdują się Juilliard oraz akademik. Potem ta cała biurokracja, pełno papierkowej roboty, a już na pewno więcej niż w Polsce. Później zaczęłam zauważać różnice w mentalności amerykańskiej w porównaniu z polską... Często nie potrafiłam wytłumaczyć, na czym dokładnie polega ta różnica. Wiedziałam jednak, że jesteśmy zupełnie inni, co głównie należałoby przypisywać zupełnie innym doświadczeniom i stylowi życia. Myślę, że w Polsce szybciej jesteśmy dojrzali. Teraz sama widzę po sobie, że mam inne nawyki niż kiedyś. Bez wątpliwości Stany mają wielki wpływ na kształtowanie mojej osobowości oraz co za tym idzie gry skrzypcowej.
Po pięciu latach pobytu poczułam, że Stany to miejsce dla mnie
Prawdopodobnie dopiero po 5 latach zaczęłam w pewnym sensie wrastać w amerykańskie środowisko. Wcześniej byłam po prostu "international student", któremu szło bardzo dobrze. Wyróżniano mnie koncertami - na przykład pani Tanaka (moja pani profesor z Juilliard) załatwiła mi występ z orkiestrą (koncert skrzypcowy Czajkowskiego) podczas Festiwalu Muzycznego w Aspen, Colorado. To była naprawdę wielka sprawa! Pracowałam też z jej młodszymi studentami. Mimo wszystko nie było mi łatwo mieszkać na obczyźnie daleko od rodziny. Przez kilka pierwszych lat studiów wcale nie byłam przekonana, że dobrze zrobiłam, przylatując do Stanów. Z perspektywy czasu myślę jednak, że stało się bardzo dobrze dla mojej przyszłości i krótko mówiąc... tak miało być. Stany, Nowy Jork okazują się dla mnie właściwym miejscem i punktem startu dla osiągania moich celów. Za kilka lat ściągnę tu mamę.
Mój amerykański sen nadal się realizuje
Droga artysty właściwie nigdy się nie kończy. Zawsze mam nowe cele i wyższe poprzeczki. Bez przerwy muszę więc nad sobą pracować i dbać o rozwój artystyczny. Na szczęście w moich działaniach artystycznych bez wątpienia jest ciągłość, nowe koncerty i nagrania, na które muszę się przygotować.
Na swojej drodze spotykam wielu ludzi, którzy w mniejszym lub większym stopniu mają wpływ na to, co następuje później. Właściwie każdy kolejny występ oraz każda współpraca mają potencjał otwarcia dla mnie nowych drzwi. I tak właśnie jest. Żeby nikogo nie skrzywdzić, musiałabym wymienić tu bardzo wiele osób. Skoncentruję się więc jedynie na teraźniejszości, na kilku obecnych projektach. Serdecznie dziękuje następującym pięciu osobom/organizacjom (podam ich w kolejności alfabetycznej): Cho-Liang Lin (były profesor z Juilliard), Glen Roven (kompozytor "Runaway Bunny"), Gregory Singer (dyrygent orkiestry Manhattan Symphonie, z którą w przyszłym miesiącu będę występowała jako solistka w prestiżowych salach koncertowych w Chinach), Janusz Sporek (na którego 25-leciu działalności artystycznej w Stanach wystąpię podczas zbliżającego się koncertu w Carnegie Hall/ Stern Auditorium), Naoko Tanaka (była pani profesor z Juilliard).
Każdy mój dzień wygląda inaczej
Nie mam dwóch takich samych dni. Codziennie budzę się pełna nadziei na nowe przygody artystyczne lub przynajmniej na ich zapoczątkowanie. Rzeczywiście też codziennie robię coś, co jest z nimi powiązane. Oprócz oczywistego ćwiczenia (na które nie zawsze jednak mam zbyt dużo czasu), kilka razy w tygodniu uczę gry skrzypcowej, co bardzo lubię robić. Dla relaksu natomiast chodzę na basen, czytam, uczęszczam na koncerty...
Płyta z Polish Violin była pomysłem moim i mamy
Głównym celem było znalezienie i nagranie ciekawych, lecz mało znanych kompozycji. Chciałam też, żeby płyta została wydana przez słynną firmę Naxos, która wielu osobom (w tym wszystkim uczelniom w Stanach) umożliwia tani lub bezpłatny dostęp do wielu znakomitych nagrań. Firma Naxos rzeczywiście od razu była zainteresowana moją płytą i postanowiła ją wydać. Nie było to dla mnie tanie przedsięwzięcie, ale jest ono moją kontrybucją dla świata muzycznego, jak również promocją polskich kompozytorów, których utwory znajdują się na tym 80-minutowym dysku (więcej informacji: www.kingaaugustyn.com).