- Z jednej strony cieszę się, a z drugiej chce mi się płakać - mówiła kobieta podczas pożegnalnego przyjęcia, które zorganizowali dla niej pracownicy Adventist La Grange Memorial Hospital. Był tort i słodycze, ale spotkanie spowite było smutkiem. Wszystko dlatego, że kobieta przyjechała do USA 20 lat temu na wizie turystycznej i nigdy tego kraju nie opuściła. Przez te lata nie uregulowała też swojego statusu. To sprawiło, że - po pobycie w szpitalu - jego władze nie bardzo wiedziały, co zrobić a panią Basią. Ponieważ była nielegalnie, nie chciał jej przyjąć żaden zakład rehabilitacyjny. Kobiety nie można było także ze szpitala wyrzucić, więc... mieszkała w nim przez prawie trzy lata. W końcu zorganizowano jej pobyt w szpitalu należącym do Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Co prawda w USA mieszka syn pani Barbary, Piotr (36 l.), który jest obywatelem USA, ale nie może zaopiekować się matką, ponieważ ma problemy finansowe. Kobieta rozumie to bardzo dobrze, martwi się jednak, że nie będzie mogła widywać się ze swoimi wnukami: 9-letnią Kariną i 5-letnim Konradem, ponieważ znacznie przekroczyła pobyt w USA i na pewno nie będzie wpuszczona to przez kolejne 10 lat. Dodatkowym zmartwieniem jest jej stan zdrowia. Kobieta ma sparaliżowaną część ciała. Nie chodzi i nie jest w stanie wykonać wokół siebie najprostszych czynności. Nie traci jednak nadziei. - Może pewnego dnia będę chodzić... - mówi ze smutkiem. - Jestem wdzięczna za opiekę, jaką otrzymałam z Adventist La Grange Memorial Hospital. Technicy, pielęgniarki, terapeuci lekarza i wszyscy pracownicy szpitala byli dla mnie bardzo dobrzy i stali się moją rodziną - powiedziała podczas przyjęcia panie Latasiewicz.
Po pożegnaniu, Piotr Latasiewicz w towarzystwie swoich dzieci, odwiózł matkę na samolot do Warszawy. Tam wsiadła na lot do Krakowa, gdzie powitał ją jej rodzony brat.
Chicago żegna panią Basię
Ze łzami w oczach pożegnała Amerykę pani Barbara Latasiewicz (60 l.), którą ze szpitala w Chicago przetransportowano do Polski. Kobieta, która doznała udaru mózgu, przez dwa lata mieszkała w jednym z lokalnych szpitali, ponieważ nie miała ona uregulowanego statusu imigracyjnego.