Władze Parku Narodowego Denali, na terenie którego w ubiegły weekend doszło do katastrofy, w piątek ponownie wysłały na masyw Thunder Mountain swój helikopter. Ekipie udało się spuścić jednego z ratowników po linie w pobliże wraku, który znajduje się na pokrytej śniegiem i lodem niemal pionowej ścianie, na wysokości 3300 m. Udało mu się przeszukać samolot i potwierdzić, że uznawany dotąd za zaginionego pilot Craig Layson nie przeżył katastrofy. Jego ciało spoczywa w samolocie razem ze zwłokami czwórki Polaków.
Niestety, rodziny bliskich ofiar nie mogą liczyć na ich szybki pochówek. – Wydobycie ciał z samolotu w obecnych warunkach wymagałoby przeprowadzenia bardzo złożonej i prawdopodobnie niewykonalnej operacji – poinformowały w sobotę władze Parku Narodowego Denali. Jak twierdzą, jakakolwiek akcja ratunkowa mogłaby okazać się śmiertelnie niebezpieczna dla ratowników. Zbyt dużym zagrożeniem są bowiem lawiny.
Do katastrofy doszło w ubiegłą sobotę ok. godz. 18. Korzystający z usług lokalnego biura K2 Aviation Polacy odbywali wycieczkowy lot nad najwyższym szczytem Ameryki Północnej, gdy ich samolot zniknął z radarów. Nie wiadomo, jak doszło do wypadku. Na prośbę Konsulatu RP w Los Angeles policja nie ujawniła nazwisk Polaków.