Choć sposób na realizację mają oczywiście różny, to jednak oboje zapewniają, że chcą, by Nowy Jork stał się miejscem tańszym do życia, z prężnie rozwijającą się klasą średnią.
- Nowy Jork był zawsze miejscem, gdzie ciężko pracujący ludzi mieli gwarancję, że nie zabraknie im pieniędzy na życie. Niestety, w ostatnich latach tak nie jest. I czas najwyższy to zmienić - mówił Anthony Weiner, który jako pierwszy pojawił się na zorganizowanej w poniedziałek konferencji.
Jego zdaniem sposobem na ożywienie klasy średniej, która według niego jest siłą napędową miasta, jest większa dostępność do tanich mieszkań, a także przejrzystość procedur przy staraniu się o nie.
Innym sposobem na ulżenie klasie średniej powinny być dostępne, miejskie i tanie ubezpieczenia zdrowotne.
- Nie czarujmy się, obecnie system działa tak, że tanie ubezpieczenia są dostępne tylko dla osób, które nie pracują, albo robią to na czarno, nie wykazując dochodów. A to wszystko odbija się na podatniku, głównie z uciskanej klasy średniej - mówił Weiner. Jego zdaniem każda osoba powinna być traktowana indywidualnie. A pod uwagę powinno brać się nie tylko dochody, lecz także ogólną sytuację rodzinną.
Przewodnicząca rady miasta Christine Quinn, która pojawiła się na konferencji jako druga, w obu tych kwestiach - Affordable Housing i dostępu do tanich ubezpieczeń - miała podobne stanowisko.
- Nowy Jork i życie w tym mieści jest niestety bardzo drogie. Ale są sposoby, by to zmienić. Jeżeli miasto zawrze mądre umowy z deweloperami, jesteśmy w stanie oferować 40 tysięcy mieszkań rocznie dla osób średnio zamożnych. Poza tym obecny sposób, w jaki można się o nie starać, prowokuje do nadużyć i, w konsekwencji, mieszkania trafiają nie do tych, do których powinny. Tak być nie może - mówiła Quinn.
Jej zdaniem bardzo ważny w pobudzeniu klasy średniej jest także dostęp do tanich pożyczek.
- Otwierając nowy biznes, ludzie tworzą kolejne miejsca pracy. Osoby, które mają firmy, powinny mieć szanse na atrakcyjne kredyty, które pozwolą im się rozwijać - mówiła dalej Quinn.
Szefowa rady miasta chce również, by nowojorczycy mieli szanse na korzystanie z dotowanych przez miasto kursów, dzięki którym mogliby się przekwalifikować.
- Byłyby to szkolenia w profesjach, na które jest zapotrzebowanie w mieście. Uważam, że nasza metropolia powinna się chwalić tym, co ma: imigrantami i ich dorobkiem oraz kuchnią etniczną. Jako burmistrz chciałabym stworzyć program eksportu takich dóbr do innych miast Ameryki. Dlaczego ktoś nie miałby spróbować autentycznych sajgonek zrobionych w Chinatown - pytała Quinn.