Druga debata prezydencka za nami. Eksperci i zwolennicy obu partii uważają, że zakończyła się ona remisem. Tym razem debata miała charakter spotkania publicznego, a pytania padały z sali od uczestników. Ani Mitt Romney (65 l.) ani Barack Obama (51) nie znali wcześniej pytań.
Obaj politycy chodzili po scenie z mikrofonami, co dawało debacie żywszy przebieg. Pytania dotyczyły imigracji, gospodarki, sytuacji na rynku pracy, studentów, kobiet oraz Libii. Po ostatniej debacie Obama sporo stracił i teraz miał okazję nadrobić te straty. To był jego plan minimum i został wykonany. Dla Romneya najważniejsze jest, by pokazać, że ma serce i troszczy się o los zwykłych ludzi. Wizerunek w tym zakresie jest jego słabym punktem, bo ciągle ma opinię bogacza żyjącego z dala od problemów zwykłych ludzi. Republikanin starał się to przezwyciężyć mówiąc dużo o bezrobotnych i o tym, jak wiele zamierza dla nich zrobić. W swoich wystąpieniach kilkadziesiąt razy użył słowa „jobs”, czyli miejsca pracy. W Stanach są obecnie 23 miliony bezrobotnych i 46 milionów ludzi pobierających talony na żywność. Są to mocne argumenty ekonomiczne przeciw polityce Obamy i republikański kandydat wytknął mu te liczby. Z kolei prezydent Obama krytykował Romneya i jego plan gospodarczy jako „cięcia podatkowe dla bogatych”.
Barack Obama musiał tłumaczyć się z klęski, jaką amerykańska polityka poniosła w Libii. Prezydent zaprzeczył teraz wprost, że twierdził kiedykolwiek, że napad na ambasadę w Libii z 11 września był wynikiem protestów, a nie atakiem terrorystycznym. Wiadomo jednak, że podtrzymywał tę wersję przez pełne dwa tygodnie. Z tej potyczki zwycięsko wyszedł Romney.
Obama miał więcej do powiedzenia na temat tego, co zrobił dla wyrównania płac mężczyzn i kobiet. W odpowiedzi na to pytanie Romney śmiesznie się przejęzyczył, bo powiedział, że kompletując swój gabinet jako gubernator Massachusetts miał „teczki pełne kobiet” („binders full of women”). Zostało to już podchwycone i ośmieszone na internecie.
Obaj politycy podkreślali, że zamierzają zrobić coś dla imigrantów. Powołali się przy tym na swoje niedawne pochodzenie od imigrantów. Ojciec Romneya, choć Amerykanin urodził się w Meksyku. Jego żona, Ann – jest córką imigranta z Walii i to także zostało powiedziane, by podkreślić wspólnotę ich losów z milionami Amerykanów. Republikanin zapowiedział jednak, że nie będzie za jego prezydentury pełnej amnestii, ale jest skłonny do uznania Dream Act, czyli kompleksowej amnestii dla młodzieży, która daje im szansę na obywatelstwo. Chce też ułatwienia w procedurach o zielone karty dla studentów zagranicznych, którzy są absolwentami uczelni amerykańskich. Romney zarzucał Obamie, że przez pierwsze dwa lata nie zrobił nic dla imigrantów, choć miał wtedy demokratyczną Izbę i Senat. Obama nie odparł tego zarzutu w sposób przekonujący.
Co zrobicie z imigracją i bezrobociem?
2012-10-17
21:43
Według ekspertów druga debata prezydencka zakończyła się remisem.