- To cud! - mówią z przekonaniem ratownicy z Kolumbii. Gdy zostali wezwani do nieprzebytej dżungli na zachodzie kraju, gdzie rozbił się mały, rejsowy samolot z kilkoma osobami na pokładzie, nie mieli żadnej nadziei na znalezienie kogoś żywego. Zwłaszcza, gdy zobaczyli, bardzo zniszczoną i nadpaloną maszynę. Ale we wraku były tylko zwłoki pilota. Pasażerów – Kolumbijki Marii Nelly Murillo (18 l.) i jej rocznego syna – nigdzie nie było...
ZOBACZ TEŻ:
Czyżby to dzikie zwierzęta wywlokły z maszyny zwłoki? Takie makabryczne rozwiązanie zagadki wydawało się początkowo najbardziej prawdopodobne. Ale ratownicy musieli zacząć akcję poszukiwawczą. Po paru dniach poszukiwań odnaleźli w lesie kobietę i dziecko! Okazało się, że przeżyli najpierw silne uderzenie o ziemię, a potem pięć dni walczyli o przetrwanie w niebezpiecznej dziczy, jedząc i pjąc tylko to, co tam znaleźli. Ich obrażenia są w dodatku niewielkie - kobieta jest poparzona, dziecko jest w stanie dobrym.