Lawina przysypała 54-letniego narciarza. Mężczyzna przeżył pod śniegiem 23 godziny, dziś jest zdrowy i znów jeździ na narty
„Dla lekarzy było to niewytłumaczalne” – tak dziś mówi Carluccio Sartori (54 l.) w rozmowie z Newsflash o swoim niezwykłym ocaleniu spod lawiny. Mężczyzna ponad rok temu wybrał się na narty w Alpy. Wysportowany Włoch jeździł doskonale, w górach Val Badia w Południowym Tyrolu panowały świetne warunki do uprawiania sportu. Nie brakowało śniegu, było -15 stopni Celsjusza. Niestety, w pewnym momencie Carluccio Sartori usłyszał niepokojące pomruki. Prosto na niego pędziła wielka lawina! Nie było szans na ucieczkę. Mężczyzna został przysypany tonami śniegu. Gdy huk ustał, Włoch zrozumiał, jak fatalne jest jego położenie. Ale wiedział, że nie może się poddać - i oszukał przeznaczenie. "Poruszałem jedyną ręką, jaką mogłem. Wykopałem sobie dziurę, żeby oddychać" - mówi narciarz. Na szczęście musiała zostać jakaś szczelina, przez którą do jamy dostawało się powietrze, a zarazem śnieg osłabiał rannego przed silnym mrozem i wiatrem.
„Kiedy mnie znaleźli, byłem przytomny i miałem temperaturę ciała wynoszącą 23 stopnie”
„Powinienem był umrzeć po pierwszych ośmiu lub dziesięciu godzinach. Wiedziałem, że nie powinienem się poddawać, w ogóle nie powinienem zasypiać; w przeciwnym razie byłby to koniec” – opisuje straszne chwile włoski narciarz. Ratownicy odnaleźli go dopiero po 23 godzinach od zejścia lawiny. Nie mogli uwierzyć, że turysta żyje, a w dodatku jest przytomny i rozmawia. „Kiedy mnie znaleźli, byłem przytomny i miałem temperaturę ciała wynoszącą 23 stopnie” - wspomina mężczyzna. W szpitalu leczono mu odmrożenia i kontuzję stopy. Po 14 miesiącach Włoch jest niemal zdrów jak ryba. „Moja prawa stopa miała drobne problemy, ale wszystko już wraca do normy. Mam pewne problemy z prawą ręką, ale poza tym wszystko w porządku” - mówi 54-latek i dodaje, że już parę razy był na nartach!