Senatorowie wypominają w swoim piśmie to, z czym na co dzień borykają się pasażerowie linii G, w tym liczni Polacy. Czyli: bardzo rzadkie kursowanie, i to na najkrótszej linii nowojorskiego metra, oraz najkrótszy skład, a przez to najbardziej zatłoczony.
- Jeżeli jest gorsza ocena, jaką można byłoby wystawić pociągowi metra od F (czyli dwója - przyp. red.), to jest nią G - mówi zgryźliwie senator Squadron. On i Dilan chcą, by MTA przeprowadził wnikliwe badania na linii G, takie jakie zrobiono na linii F w 2009 roku i na linii L w 2011 roku, po których wprowadzono tam zmiany korzystne dla pasażerów.
Tymczasem MTA twierdzi, że zmiany nie są potrzebne. - Robiliśmy badania i ankiety wśród pasażerów. Serwis na linii G jest ich odzwierciedleniem - powiedział Adam Lisberg, rzecznik MTA. Dodał, że z ich badań nie wynika, żeby pociągi metra G były zatłoczone czy jeździły zbyt rzadko.
Z tym absolutnie nie zgadzają się pasażerowie. - Oni chyba nie jeżdżą metrem! A już na pewno nie linią G, skoro tak mówią - oburza się w "WSJ" Donna Ostrowsky (27 l.), mieszkanka Kensington na Brooklynie, która pracowała w barze na Greenpoincie. - Kiedy kończyłam pracę, czyli mocno po północy, to zawsze czekam długo na pociąg, czasami nawet ponad godzinę! To jakiś absurd! - dodaje.
Pasażerowie - podobnie jak politycy - nie mogą też zrozumieć, dlaczego pociąg linii G ma tak mało wagonów. Podczas gdy inne pociągi mają po 10, greenpoincka linia ma zazwyczaj tylko cztery.
- Ludzie biegną czasami przez peron, bo pociąg jest tak krótki, że staje w połowie - oburza się pasażerka wsiadająca do G przy Nassau Avenue.