44-letni Wadim Bojko był wicedyrektorem prestiżowej Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej we Władywostoku, brał też czynny udział w mobilizacji rosyjskich żołnierzy prowadzonej w ostatnich miesiącach, a w elitarnej szkole, którą zarządzał, był odpowiedzialny za uzbrojenie i amunicję. O jego nagłej śmierci rosyjskie niezależne media poinformowały w środę, 16 listopada. "Znaleziono go z licznymi ranami postrzałowymi klatki piersiowej. Dziś rano przyszedł do pracy, wszedł do swojego biura i niedługo później rozległo się pięć strzałów" - podaje na Telegramie kanał Baza.
Nie żyje Vadim Bojko. "Pięć razy strzelił sobie w serce?"
Oficer dyżurny, który usłyszał strzały, od razu pobiegł do biura pułkownika. Znalazł go tam martwego. Początkowo rosyjskie media państwowe informowały, że to samobójstwo. Szybko jednak okazało się, że to właściwie niemożliwe. Przy Bojce znaleziono pięć łusek po nabojach i cztery pistolety, a on sam miał pięć ran postrzałowych na klatce piersiowej. Gdyby to było samobójstwo, musiałby pięć razy strzelić sam do siebie.
Wojna na Ukrainie. Wojskowi Putina padają jak muchy
44-letni Bojko osierocił żonę i dwoje dzieci. Jest już kolejnym wojskowym z bliskiego kręgu Putina, który w ostatnim czasie zginął w zagadkowych okolicznościach. Miesiąc temu w Kraju Nadmorskim znaleziono ciało 49-letniego podpułkownika Romana Małyka, powieszonego na płocie swojego domu. Rodzina i przyjaciele wojskowego szybko zakwestionowali teorię o samobójstwie, twierdząc, że ich bliski kochał życie, był zrównoważony i pewny siebie.