Kiedy w pierwszym finałowym meczu konferencji Wschodniej pomiędzy Columbus Crew i New York Red Bulls Justin Meram trafił do siatki już w 9. sekundzie meczu wydawało się, że taka wpadka drużynie o mistrzowskich aspiracjach może się zdarzyć tylko raz. Tymczasem nie minęło 30 sekund meczu o MLS Cup i tym razem to Columbus dali się
kompletnie zaskoczyć swojemu przeciwnikowi. Po rozpoczęciu od środka piłka powędrowała w stronę bramki gospodarzy i trafiła do bramkarza Steve'a Clarka. Ten miast wybić ją natychmiast zwlekał i doskoczył do niej Diego Valeri i wpakował ją do siatki. Ten kuriozalny gol późniejszego MVP finału pobił dotychczasowy rekord na najszybciej strzeloną bramkę w historii finałów (poprzedni wynosił pięć minut) i sprawił, że szalejące i wypełnione po brzegi już na dwie godziny przed spotkaniem Nordecke nieco stonowało swoje buńczuczne nastroje.
Sześć minut później Nordecke zamilkło zupełnie. Po błędzie arbitra, który nie zauważył, że piłka opuściła boisko po zagraniu jednego z piłkarzy Timbers goście skorzystali z faktu, że gwizdek nie zabrzmiał i popędzili prawą flanką i dośrodkowanie Lucasa Melano ładną główką zamienił na bramkę Rodney Wallace. Wiele mówiło się o finale, ale nikt o zdrowych zmysłach nie przypuszczał, że po zaledwie 7. minutach będzie 2:0 dla gości! W przeciągu całego sezonu (34 mecze) w pierwszych 420. sekundach podopieczni Caleba Portera zdobyli dokładnie tyle samo goli!
Wydawać by się mogło, że dwa ciężkie ciosy już na samym początku mogły podciąć gospodarzom skrzydła. Ale w 17.min po dośrodkowaniu Merama i błędzie Adama Kwarasey'a piłkę w polu karnym przejął Kai Kamara. Najlepszy strzelec w 2015 (w sumie 26 goli) obrócił się z piłką i trafił do siatki. To wystarczyło, aby Nordecke z powrotem zaczęło wierzyć i zdzierać gardła.
Po tym szalonym początku obie drużyny nieco zwolniły tempo i do końca pierwszej części gra toczyła się w środku pola. Zarówno Crew jak i Timbers, których kibice do stolicy Ohio przywieźli swój słynny pień (bezskutecznie chcieli przemycić go na stadion!) zacieśnili swoje szeregi defensywne i do szatni schodzili przy identycznym wyniku, jaki padł 25 września podczas jedynego spotkania pomiędzy tymi drużynami w sezonie zasadniczym. Wówczas też dla Crew gola zdobył Kamara, a dubletem dla gości popisał się Fanendo Adi. Ten sam zawodnik mógł wpisać się na listę strzelców w 70.min, ale po ładnym strzale głową trafił w słupek. Dziesięć minut wcześniej w zamieszaniu podbramkowym najpierw o mały włos samobójczego gola nie wbił Kamara (piłka trafiła\ w poprzeczkę), a potem powinien być rzut karny po zagraniu ręką Michaela Parkhursta, który po raz czwarty bez powodzenia wystąpił w finale MLS. Ostatnią szansę dla gości zmarnował w 81.min rudobrody Nat Borchers, którego główkę zdołał obronić Clark.
Gospodarze nie mogli przedrzeć się przez szczelne zasieki defensywne Timbers. Wystarczy powiedzieć, że strzał, po którym gola zdobył Kamara był jedynym w światło bramki w całym meczu. Ciężko marzyć o czymkolwiek jeśli ma się takie statystyki. Ale jak wiadomo gra się tak jak przeciwnik pozwala, a duma całego regionu Cascadia nie zezwoliła Crew w niedzielne popołudnie na żadne swawolne harce. Świetny mecz rozegrali Diego Chara i Jorge Villafana, którzy zupełnie wyłączyli z gry Federico Higuaina i Ethana Finlay'a.
Timbers wygrali zasłużenie i zostali trzecim w historii mistrzem, który dołączył do ligi jako\ tzw. expansion team i dziesiątym w ogóle. Crew, których dopingowało ponad 21 tys. widzów dołączyli natomiast do New England Revolution - jedynego zespołu, który przegrał mecz mistrzowski na własnych śmieciach. Teraz przed wszystkimi ekipami MLS przerwa, która potrwa do początku marca. Kibice soccera w USA już nie mogą się doczekać!
Tomek Moczerniuk
Czwarta finałowa porażka Parkhursta. Błyskawiczny gol, mistrzostwo dla Portland!
2015-12-12
1:00
Piłka nożna to gra błędów. O tym starym jak świat piłkarskim porzekadle przekonali się uczestnicy niedzielnego finału MLS, w którym po jednym kiksie popełnili obaj bramkarze, a kolejnego dorzucił arbiter boczny. Mimo tego festiwalu błędów i tak wygrała drużyna lepsza czyli Portland Timbers, która popsuła mistrzowskie plany gospodarzom Columbus Crew.