Tymczasem Grecja znów została sparaliżowana. Wszystko przez rozpoczęty w środę dwudniowy strajk generalny, zorganizowany przez największe centrale związkowe. Związkowcy protestują przeciwko posunięciom drastycznym oszczędnościom, które zapowiedział rząd premiera Papandreu.
Związkowcy wezwali do udziału prawie wszystkie kategorie zawodowe - od urzędników, poprzez lekarzy i nauczycieli po handlowców, dokerów, kierowców taksówek i pracowników stacji benzynowych. Zamknięte są urzędy celne, sklepy i szkoły.
Od rana w praktycznie każdym większym mieście są poważne kłopoty z komunikacją. Autobusy nie wyjechały na trasy, ale w porannym szczycie w Atenach jeździło metro. Policja jest w stanie gotowości, ponieważ w internecie aż kipi od wpisów nawołujących do wszczynania burd i zamieszek.
Dodajmy, że to już piąty strajk generalny w Grecji od początku roku i drugi dwudniowy od końca czerwca. Koszty greckich strajków szacuje się nawet na kilkadziesiąt milionów euro.