- W Nowym Jorku po raz pierwszy byłeś trzy lata temu - między innymi z Wandą Chotomską. Wówczas również miałeś spotkania z czytelnikami. Co teraz tak naprawdę skłoniło cię do wizyty u nas?
- Dwie sprawy. Po pierwsze chęć spotkania się z czytelnikami i... osiemnaste urodziny mojego syna Kacpra. Przyjechałem na zaproszenie Fundacji Noble Planners w ramach akcji "Czytajmy polskie książki". No i właśnie książkami zamęczałem starszych i młodszych czytelników podczas spotkań autorskich tu, w Nowym Jorku - i wokół niego. A co mają do tego wszystkiego osiemnaste urodziny mojego syna? Chciałem zrobić mu frajdę na osiemnastkę - nasz wspólny tu pobyt jest prezentem na początek jego dorosłego życia.
- Jak oceniasz "Wielkie Jabłko"? Inspiruje czy przytłacza?
- Inspiruje i przytłacza. Ale też uzależnia...
- Opowiedz, jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem książek dla dzieci?
- Przygody z pisaniem zaczynają się zazwyczaj od czytania. Gdy już polubiłem książki, połykałem maniakalnie kilka tygodniowo. Zadebiutowałem jako siedemnastolatek w "Małej Fantastyce". A pisarzem dla dzieci zostałem dzięki mojemu synowi. Napisałem dla niego książkę pod tytułem "Kacperiada", która - niespodziewanie! - dostała w Polsce masę nagród, i nagle zaczęli do mnie dzwonić wydawcy z propozycją nawiązania współpracy!
- Czy od samego początku wiedziałeś, że będziesz pisał dla dzieci?
- Nie znam normalnego młodego faceta, który marzy o zostaniu autorem książek dla dzieci. Do tego trzeba... hm... dojrzeć.
- Pamiętasz pierwszą swoją książkę, którą sam przeczytałeś jako dziecko?
- Pewnie, tym bardziej że zostałem do tego okrutnie zmuszony przez ciotkę. Nie mogła znieść, że jej siostrzeniec nie czyta. Zamknęła mnie w pokoju z książką "Finek" Jana Grabowskiego i zagroziła, że póki nie przeczytam, chociaż trzech rozdziałów, nie dostanę obiadu. A że zawsze lubiłem jeść... I tak to się zaczęło.
- A jakich miałeś ulubionych bohaterów książkowych, kiedy sam byłeś dzieckiem?
- Tomka z książek Szklarskiego. I Tytusa z komiksów Papcia Chmiela.
- Jak wiadomo, trudno się tworzy dla dzieci... Co w szczególności bierzesz pod uwagę, pisząc dla małych odbiorców?
- Książki dla małych dzieci muszą być tak napisane, żeby chcieli je przeczytać... zmęczeni rodzice. To musi być zabawa dla jednych i dla drugich.
- Czytałam w różnych wywiadach z tobą, że gdyby nie to, że na świat przyszedł twój syn, to prawdopodobnie nie tworzyłbyś dla dzieci? Możesz opowiedzieć tę historię?
- Mój syn zmienił moje życie dość radykalnie. Na lepsze. Na lepsze także zmieniło się moje pisanie. Problemem młodych pisarzy jest to, że chcą pisać, a jeszcze nie mają o czym. Mam dla nich radę: "Sprawcie sobie dziecko!". Będziecie mieli mniej wolnego czasu, więc zaczniecie nim rozsądniej gospodarzyć. A inspirację znajdziecie w kołysce.
- A jakie książki czytałeś swojemu synowi, jak był mały?
- Gdy był bardzo mały, czytałem mu wiersze - żeby ukołysały go swoim rytmem do snu. Wiersze Chotomskiej, Tuwima, Wawiłow, Brzechwy... Polacy mają co czytać, na szczęście.
- Gdzie szukasz inspiracji?
- Nie szukam - sama do mnie przychodzi. Czasami na dwóch nogach. Trzy lata temu spotkałem w Nowy Jorku dziewczynkę, która opowiedziała mi zabawną historię o samej sobie. Otóż była przekonana, że w jej brzuchu mieszka jakieś zwierzątko. Kotek, piesek, może nawet lew? Nie wiadomo. W każdym razie coś w tym brzuchu burczało. I dziewczynka postanowiła swoje zwierzątko w brzuchu hodować. Karmiła je chlebem z nutellą, odmawiała jedzenia surówek (bo zwierzątko ponoć nie przepadało za warzywami). Genialne! Opisałem tę historię w książce "W moim brzuchu mieszka moje zwierzątko" - i był to strzał w dziesiątkę, bo książka pół roku po wydaniu została wpisana na światową listę Białych Kruków. Jak więc widać, inspiracja czasami drepcze przy boku mamy lub taty.
- A może po wizycie w NYC powstanie książka skierowana specjalnie do dzieci polonijnych?
- Musiałbym trochę więcej wiedzieć o życiu w tym mieście... Na razie mam nadzieję, że polonijne dzieci czytają z ciekawością książki o egzotycznej Warszawie.
- Jak oceniasz spotkania z polonijnymi dziećmi?
- Ważniejsze jest, jak one oceniają spotkania ze mną. Po cichutku liczę, że dobrze. Z polonijnych księgarni w ciągu paru dni zniknęły prawie wszystkie moje książki, więc chyba było nie najgorzej, prawda?
- Z jakimi pytaniami najczęściej się spotykasz? O co pytają dzieci?
- "Ile pan ma lat?", "Ile pan książek napisał?", "O czym pan teraz pisze?". To są pytania podstawowe. Ale zdarzają się też pytania ekstra: "Czy to pan napisał Biblię?", "Woli pan bokserki czy zwykłe majtki?", "Był pan kiedyś przystojny?"...
- W księgarniach jest obecnie sporo wydawnictw dla dzieci. Możesz podpowiedzieć rodzicom, na co mają zwracać uwagę, gdy chcą kupić wartościową książkę?
- Niech zwracają uwagę przede wszystkim na swoje dzieci - one czasami wiedzą, co chcą przeczytać. I - uwaga, ważne! - nie wybierajmy książek, które wydają się nam szczególnie mądre i wartościowe. Książki dla dzieci mają być przede wszystkim zajmujące. Na te mądrzejsze przyjdzie jeszcze czas - gdy dziecko już się uzależni od czytania. A na razie poczytajmy wspólnie chociażby o Koszmarnym Karolku.