Do tragedii doszło pod Nanga Parbat w Himalajach, tuż po zdobyciu szczytu ośmiotysięcznika przez Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol. Francuzka zdołała sprowadzić Polaka na wysokość 7250 m. Był odwodniony i bardzo chory. Cierpiał na ślepotę śnieżną i chorobę wysokościową. Został sam, w namiocie rozbitym w lodowej jamie, osłoniętej od wiatru. Pogoda w wyższych partiach góry była mordercza. Dlatego ekipa ratunkowa przybyła na pomoc nie była w stanie wejść wyżej niż na wysokość 6700 metrów, gdzie wycieńczona, z rozległymi odmrożeniami, czekała na nich Elisabeth. Tylko ją udało się uratować. Tomasz Mackiewicz został sam, na górze gdzie czekała go pewna śmierć.
Z tą tragedią zmierzyła się psychicznie letnia czeska wyprawa na Nanga Parbat. Jej członkowie natknęli się na namiot Mackiewicza, wchodząc na szczyt, i minęli go, schodząc. Po powrocie z wyprawy opowiedzieli o namiocie, ale w żaden sposób nie udokumentowali faktu jego odkrycia. Jednak Pavel Burda, uczestnik wyprawy, jest przekonany, że widziana przez nich z odległości 15 metrów część namiotu wystająca zza góry lodu, rozpoznana jako 30 cm wystającej ze śniegu tkaniny, to właśnie schronienie Mackiewicza, a dzisiaj miejsce spoczynku jego ciała. Burda przyznał, że przed wyprawą Elisabeth Revol poprosiła jego ekipę, aby spróbowała odnaleźć namiot Polaka. Właściwie każdy spośród sześciu członków wyprawy był w stanie lekko zboczyć ze szlaku i sprawdzić, czy w namiocie faktycznie znajdują się zwłoki polskiego himalaisty. Niestety, okazało się to zbyt trudne emocjonalnie, mimo że żaden z czeskich wspinaczy w nie znał Mackiewicza osobiście. Miejsce śmierci polskiego himalaisty na górze Nanga Parbat w Himalajach pozostaje nietknięte.