Przypomnijmy, za ekologami i ONZ, że hodowla bydła generuje 14,5 proc. (niektóre źródła podają, że nawet i 16 proc.) globalnej emisji gazów cieplarnianych. I to jakich! Metanu, wielokrotnie bardziej niebezpiecznego dla klimatu od dwutlenku węgla. Tak bydlęcia natura, że jak się naje, to… Wiadomo. A że co roku ubija się 75 mld sztuk bydła, by „wyprodukować” 325 mln t mięsa na hamburgery, steki, parówki itd. dla tych, którzy nie są eko, to nic dziwnego, że coraz głośniej mówi się, że trzeba „wygaszać” hodowlę zwierząt. Biznes nie lubi pustki, więc do nowych ekologicznych czasów, już się przygotowuje i pracuje nad technologiami szybkiej i taniej produkcji sztucznego mięsa. I słusznie, bo nie dla wszystkich zastępniki z soi są OK. By wytworzyć sztuczne mięso potrzeba komórek macierzystych pobieranych od żywych zwierząt. Komórki rozmnażane są przez ok. 2 tygodnie, bo tyle trzeba czasu, by powstało mięso, czyli tkanka mięśniowa. W osobnej hodowli taką samą metodą produkuje się tłuszcz. Potem te sztuczności łączy się. Dalej dodaje się barwnik, bo sztuczne mięso nie ma krwi i jakoś trzeba je upodobnić do prawdziwego. Cały proces trwa ok. 2 miesięcy. Dla porównania: zwykle krowa trafia do rzeźni mając od 12 do 18 miesięcy.
Sztuczne mięso (lub jak kto woli: mięso in vitro) może być zdrowsze od naturalnego. Nie tylko nie będzie zawierało szkodliwych bakterii. Również dlatego, że może być wzbogacane, np. odpowiednimi witaminami. Sztuczny hamburger to już nie eksperymentalny produkt, którego wytworzenie kosztowało 250 tys. USD. Kilka lat później, w roku 2019 produkcja funta (ok. 450 g) sztucznego mięsiwa z kurczaka kosztowała 150 USD, a wołowiny – 200 USD. Nie jest jeszcze w masowej produkcji, ale to tylko kwestia czasu. Izraelska firma Future Meat Technologies, jako pierwsza w świecie, uruchomiła linię przemysłową do wytwarzania sztucznego mięsa. I do 2022 r. planuje zejść poniżej 10 USD za funt sztucznego mięsa. Dziś kilogram argentyńskiej wołowiny (z pampasów, nie z laboratorium) kosztuje ok. 200 zł, a rodzimego pochodzenia – ok. 50 zł. Nadal 20 USD za kilogram eko-mięsa, to dużo. Zbyt dużo, by można myśleć o wyeliminowaniu hodowli bydła dla dobra środowiska. Nim stanie się dostępne nie tylko dla bogaczy, możemy wkrótce doczekać się ograniczenia w hodowli zwierząt niszczących klimat.
Wystarczy tylko kilka decyzji urzędników i emisja metanu z krowich, za przeproszeniem, zadków zmniejszy się. Unijni urzędnicy-politycy ślad węglowy dostrzegają wszędzie, również w produkcji żywności. Bruksela chce zmiany stawek VAT na żywność w całej Unii Europejskiej, tak, by żywność o największym śladzie węglowym – czyli przede wszystkim mięso – objęta byłaby podstawową stawką VAT (w Polsce – 23 proc., obecnie VAT na mięso wynosi 5 proc.). Gdyby doszło do tego przed produkcją taniego, sztucznego mięsa, a wszystko na to wskazuje, że tak będzie, to dla wielu oznaczałoby to podróż w przeszłość. Powrót do diety opartej na ziemniakach, kaszy, grochu i od święta na mięsnej okrasie. Musimy jednak poświęcać się, by zahamować globalne ocieplenie. A poza tym mięso, szczególnie czerwone, oczywiście naturalnego pochodzenia, wcale nie jest tak zdrowe, jak niektórzy uważają.
Polecany artykuł: