Zdaniem obserwatorów sceny, nie. Zdecydowana większość polityków na Kapitolu nie wykazuje większego zainteresowania imigracją. Jak donosi politico, jednym z powodów – który od samego początku stał ością w gardle republikańskim politykom – jest kwestia tzw. ścieżki do obywatelstwa. O ile nawet skłonni byli do tego, by zalegalizować miliony nieudokumentowanych, sprzeciwiali się nagradzaniu łamania prawa przywilejem jakim jest nadawanie amerykańskiego obywatelstwa. Tymczasem bez tego zapisu, demokraci nawet nie chcieli zasiadać do negocjacji. Ich zdaniem, jeżeli reforma ma być kompleksowa, to docelowo musi prowadzić do naturalizacji.
Kolejny powód, dla którego republikanie nie spieszą się z reformowaniem prawa imigracyjnego to fakt, że… wygrali wybory. I to nie tylko w Kongresie, ale również i we władzach lokalnych wielu stanów, nawet tych określanych jako demokratyczne.
Jak pisze politico, jeszcze przed zeszłorocznymi wyborami demokratyczny politycy grozili republikanom, że ich sprzeciw wobec imigrantów oraz reformy sprawią, że stracą elektorat. Tymczasem okazało się, że było zupełnie odwrotnie. Nie ma zatem powodu powracać do tematu.
Ale „najświeższym” argumentem przeciwko kompleksowej reformie imigracyjnej jest niedawna przegrana republikanów podczas uchwalania budżetu dla Departamentu Bezpieczeństwa Kraju (DHS). Skoro nie udało się postawić na swoim – czyli odebrać pieniędzy które pokryłyby koszta związane z „obsługą” prezydenckiej amnestii – to teraz postawią na swoim i nie przystąpią do prac nad reformą imigracyjną.
Sam fakt, że aż 26 stanów zaskarżyło „amnestię” Baracka Obamy oraz skuteczne zablokowanie jej przez sędziego federalnego pokazuje, że ponad połowa Ameryki nie zgadza się z prezydentem i nie wyraża poparcia dla reformy. I właśnie ta część Amerykanów może zagłosować w przyszłym roku na republikańskiego kandydata do Białego Domu. Pytanie tylko czy taka postawa rozwiązuje problem nielegalnych imigrantów w Stanach, którzy tutaj są i będą...