Donald Trump o Putinie: "Będziemy rozmawiać i myślę, że być może zrobimy coś, co będzie znaczące”
"Będziemy rozmawiać i myślę, że być może zrobimy coś, co będzie znaczące” – powiedział Donald Trump w rozmowie z reporterami w Gabinecie Owalnym, nawiązując do nadchodzącego spotkania z Władimirem Putinem, podczas którego prezydenci USA i Rosji mają debatować w sprawie warunków zakończenia wojny na Ukrainie. „Chcemy zakończyć tę wojnę. Ta wojna by się nie zaczęła, gdybym był prezydentem” - powtórzył swoje znane twierdzenie nowy prezydent Stanów Zjednoczonych. Jak dodał, tak naprawdę rozmowy wbrew pozorom już się zaczęły, a choć nie sprecyzował, kto dokładnie z członków jego administracji kontaktował się z Rosjanami, podkreślał, że „już rozmawiają”. Dziennikarze w Gabinecie Owalnym zapytał Trumpa, czy już rozmawiał bezpośrednio z Putinem, na co prezydent odpowiedział wymijająco: „Nie chcę tego mówić”.
Zarówno strona amerykańska, jak i rosyjska deklarują chęć spotkania na najwyższym szczeblu
24 stycznia rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że Władimir Putin jest już gotowy do odbycia rozmowy telefonicznej z Donaldem Trumpem, a podobne sygnały płyną do Moskwy z USA. Trump wcześniej pogroził Putinowi na Truth Social, że jeśli nie zakończy wojny, czekają go ze strony USA nowe sankcje, cła i podatki. "Spotkam się z prezydentem Putinem" - zadeklarował też nowy prezydent Stanów Zjednoczonych tuż po objęciu władzy. Jak dodał, rosyjski prezydent "nie może być zachwycony" przebiegiem wojny. "Myślę, że on niszczy Rosję, nie przyjmując porozumienia (...). Rosja jest w wielkich tarapatach" - stwierdził Trump. Z kolei Putin nie powiedział o Trumpie nic ostrego. "Nie mogę się z nim nie zgodzić, że gdyby był prezydentem – gdyby jego zwycięstwo nie zostało skradzione w 2020 roku – być może nie doszłoby do kryzysu na Ukrainie, który pojawił się w 2022 roku" - powiedział rosyjski dyktator reporterowi telewizji państwowej w styczniu. Nawiązał w ten sposób do starej teorii Donalda Trumpa o tym, że w 2016 roku tak naprawdę to on, a nie Joe Biden wygrał wybory prezydenckie w USA, ale zwycięstwo zostało mu wówczas "ukradzione".